Kończę moją opowieść o podróży do ukraińskiej części Besarabii na Limanie Dniestru. Co prawda nie powtórzyłem w pełni trasy podróży Józefa Ignacego Kraszewskiego, którą odbył po tych terenach w 1843 roku, ale nie mogłem nie spróbować pokonać Limanu drogą wodną. Kraszewski przez Liman przepłynął statkiem parowym produkcji angielskiej, noszącym nazwę Hrabia Woroncow. Statek pięć razy dziennie pokonywał trasę Akerman-Owidiopol, przewożąc ludzi, towary i pocztę. Dziś z Owidiopola do Akermanu (Białogrodu nad Dniestrem) statki nie pływają, ani te parowe, ani spalinowe, ani „rakieta" czyli typ sowieckiego rzecznego statku, który tu pływał jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Właściwie nic już regularnie tej trasy nie pokonuje, chociaż z punktu widzenia turysty wydawałoby się to jak najbardziej uzasadnione. Turysty, bo dzisiaj miejscowi bez problemu mogą tę trasę pokonać samochodem przez most, którego w czasach Kraszewskiego tutaj po prostu nie było.
Korzystam z gościnności Serhija i Ksuszy na jachcie „Casablanca”. Płyniemy wzdłuż Kanionu Dniestru i u podnóża miejscowości Roksolany, gdzie być może w sercu Mickiewicza powstał sonet „Stepy Akermańskie". U podnóża stromego brzegu, z którego widać „błyszczący Dniestr”, a nocą „lampę Akermanu” zachowały się też piękne połacie stepu z falującą roślinnością – „suchego przestwór oceanu”.
Gdy dzień wcześniej w Owidiopolu w miejscowej restauracji „Czeburaszka” (bohater sowieckiej kreskówki, u nas znany starszym Czytelnikom jako Kiwaczek), w której bułgarskie dania serwuje pani Tetiana, goście dowiadują się, że jestem z Polski i od razu pada stwierdzenie: „to tak jak archeolodzy w Roksolanach”. I rzeczywiście, Polacy od lat pracują na terenie starożytnego miasta Greków, którzy przybyli tu prawdopodobnie z Miletu w VI w. p.n.e. Inny gość „Czeburaszki”, pani Iryna opowiada, że z Polakami swego czasu robiła wywiad do miejscowej gazetki. Dziś już dziennikarką nie jest i pracuje jako menadżer w największym w całej okolicy sklepie budowlanym „Rawszan”. Nazwa sklepu pochodzi od nazwy jednego z bohaterów rosyjskiego serialu emitowanego przez kanał „Nasza Russia”. Pani Iryna nie pozwoli mi wyjechać z Owidiopola dopóki sklepu nie zobaczę i nie sfotografuję całej załogi.
Mieszkańcy tych terenów wielokrotnie podkreślają, że mają poczucie, że są pozostawieni sami sobie, często narzekają na władze – przede wszystkim te lokalne, bo władza w Kijowie zdaje się być bardzo daleko. Również moi przewodnicy i gospodarze na „Casablance” pokazując mi górujące nad Białogrodem żurawie stoczniowe krytykują władze za bierność, opowiadają o powszechnej korupcji. Stocznia od dawna jest zamknięta, niedługo ma być wystawiona na sprzedaż, miejscowy port jest martwy. Kraszewski opisując znaczenie Akermanu przypominał, że niegdyś tędy wypływała pszenica z terenów Rzeczypospolitej na Cypr. A całkiem do niedawna wpływały tu pełnomorskie statki, pływały barki w górę Dniestru, wożąc materiał budulcowy. Dziś na zniszczonych portowych nabrzeżach majaczą jedynie postacie wędkarzy, a barki spoczywają na dnie Limanu.
Moi przewodnicy dopytują się czy już byłem przy źródle św. Jana Suczawskiego, wskazując odległe miejsce na wysokim brzegu limanu. Jan Suczawski zginął śmiercią męczeńską w Akermanie w 1303 roku. Jego ciało wykupione za wóz złota trafiło do Suczawy w 1402 roku. Pod koniec XVII wieku król Jan III Sobieski ciało świętego przewiózł do umiłowanej, rodzinnej Żółkwi, skąd do Suczawy powróciło już za czasów zaboru austriackiego.
Kraszewski w swoich dziennikach opisuje źródło Paraski – branki, która uciekła z haremu akermańskiego baszy i na oczach ścigających ją Tatarów zamieniła się w źródlana wodę. Paraska, według Kraszewskiego, była szesnastoletnią Polką z Podola, a pamięć o niej przetrwała wśród mieszkańców Akermanu. Źródło ma mieć uzdrawiającą moc. Zapewne krynica Paraski i św. Jana Suczawskiego to jedno i to samo miejsce.
Gdy słońce całkiem chowa się za horyzontem i cichnie wiatr Serhij uruchamia silnik. „Casablanca” szybko zbliża się do przystani pod murami akermańskiej fortecy i ruinami starożytnej Tiry. Tu na wystających z limanu głazach, które zapewne kiedyś były częścią zamkowej budowli, mieszkał ostatnio flaming różowy. Nad Dniestr, podobnie jak i do delty Dunaju przylatują też stada pelikanów, które jednak wśród miejscowych rybaków nie wywołują radości: pelikan dziennie zjada ponad kilogram ryb. Dla turysty jest to widok piękny i egzotyczny.
Gdy żegnam się z Ksuszą i Serhiejem już mamy w głowie plan na następny rok: przepłynąć jachtem „Casablanca” z Białogrodu, Morzem Czarnym w pobliżu Wyspy Węży, do delty Dunaju i dalej w górę może do Izmaiła, a może nawet do Budapesztu... A na razie czas wracać do Kijowa, chociaż w głowie pozostaje myśl, że Kraszewski z Akermanu pojechał przecież do Kiszyniowa...
- Ogród Botaniczny zamienił się w park iluminacji
- Żużlowcy Motoru przetestowali największy tunel aerodynamiczny we wschodniej Polsce
- „Boję się, że moja ciocia będzie następna”. Zobacz zdjęcia z manifestacji
- Pożar szpitala MSWiA w Lublinie. Zobacz zdjęcia z akcji
- Trwa wyburzanie budynku z lat 40. XX wieku. Zobacz zdjęcia
- Co łączy LSM i Czuby? Jesień! Tu trzeba się wybrać. Fotorelacja
Burze nad całą Polską
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?