Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polsko-białoruska granica propagandy. Eksperci nie mają wątpliwości, że Polska została poddana sterowanej presji migracyjnej

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Ministrowie spraw zagranicznych Zbigniew Rau oraz Mevlut Ca vusoglu zadeklarowali w poniedziałek w Warszawie współpracę wywiadów Polski i Turcji w sprawie przeciwdziałania nielegalnej migracji obywateli państw arabskich z Białorusi do Polski. Także w poniedziałek granicę z Białorusią wizytował szef Europejskiej Agencji Straży Granicznej i Przybrzeżnej Frontex Fabrice Leggeri. Jak poinformował rzecznik prasowy Ministra Koordynatora Służb Specjalnych Stanisław Żaryn, Leggeri był pod wrażeniem środków, które zostały zastosowane na granicy. Podziękował Polakom za sprawną wymianę informacji oraz pomoc w ochronie innych odcinków wschodniej granicy UE.

Eksperci nie mają wątpliwości, że Polska została poddana sterowanej presji migracyjnej. Zresztą przyznał to sam Aleksandr Łukaszenka oraz minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej stwierdzając, że wspieranie transgranicznego przerzutu nielegalnych imigrantów jest odpowiedzią na unijne sankcje wobec Białorusi, będące wynikiem sfałszowania wyborów prezydenckich w 2020 roku oraz represjonowania opozycjonistów. Jak zauważa dr Jakub Olchowski, kierownik Zespołu Europy Wschodniej Instytutu Europy Środkowej w Lublinie, działania władz Białorusi noszą znamiona szantażu.

- To ewidentny szantaż, który ma doprowadzić do wywarcia takiego nacisku na Unii Europejskiej, żeby zostały złagodzone sankcje. Natomiast w wymiarze emocjonalnym, to też rodzaj kary dla bezpośrednich sąsiadów Białorusi, którzy poparli protesty przeciwko Łukaszence. Litwa i Polska zdecydowanie popierały protestujących - mówi dr Olchowski.

Operacja Śluza w praktyce

Natomiast według prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, politologa i historyka stosunków międzynarodowych, działania Mińska nie są niczym niespodziewanym.

- To są osoby ściągnięte przez Łukaszenkę i jego służby w oparciu o projekt sprzed lat, który nosi nazwę „Operacja Śluza”. Polega on na tym, że Białoruś ściąga z rozmaitych regionów świata migrantów i wpuszcza ich do Unii Europejskiej przez zieloną granicę.

„Operacja Śluza” zapoczątkowana została ok. 10 lat temu. Opisał ją białoruski dziennikarz Tadeusz Giczan. Początkowo operacja miała na celu wymuszanie na Unii Europejskiej haraczu za wzmocnienie granicy. Skala tego działania była jednak mniejsza niż dziś. Na granicę z Polską i Litwą sprowadzano grupy kilkunastu osób i przerzucano je na teren sąsiedniego kraju. Jak relacjonował Giczan, początkowo strumień migrantów kierowany był na Litwę. Jednak gdy wadze w Wilnie ogłosiły, że Litwa będzie zawracać z granicy każdego, kto spróbuje ją nielegalnie przekroczyć, Białoruś migrantów przekierowała na granicę z Polską i Łotwą.

Rosja szykuje się do wojny?

- Nie uchodźstwo wojenne jest przyczyną ich pojawienia się na granicy - tłumaczy prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski. - Według informacji służb, jest wśród migrantów także grupa Afgańczyków, ale oni wcześniej mieszkali w Rosji, więc trudno ich nazwać uchodźcami. Są także osoby z Iraku, którzy także nie kwalifikują jako uchodźcy. Celem działania władz w Mińsku nie jest pomoc uchodźcom, a destabilizacja sytuacji na granicy. Dla Rosji jest to rozpoznanie reakcji służb, reakcji naszych sojuszników i reakcji opinii publicznej na ewentualną agresję. W takim sensie jest to przygotowanie do wojny.

Podobnie sytuację na polsko-białoruskiej granicy ocenia ekspert ds. bezpieczeństwa Fundacji Info Ops Polska Kamil Basaj.

- W metodyce pracy planistów operacji informacyjno-psychologicznych, które są wpisane do kanonu operacji wschodnich, przypisywanych Federacji Rosyjskiej i służbom białoruskim, które wprost czerpią modele działania od Rosji, tzw. aktywne rozpoznanie, czyli rozpoznanie poprzez podejmowanie jakiegoś działania, w tym przypadku tworzenie presji migracyjnej, daje tak naprawdę możliwość zbudowania kilkunastu różnych wektorów rozpoznania - mówi Basaj. Jego zdaniem oprócz kwestii polaryzacji społecznej i typowania mediów oraz dziennikarzy, którzy w mniejszym lub większym stopniu są podatni na emocje i presję psychologiczną testowane są systemy funkcjonowania struktur bezpieczeństwa państwa polskiego w rejonie przygranicznym.

- Badana jest sprawność i sposób funkcjonowania tych systemów, jakość dozoru w terenie - zarówno tego, który jest prowadzony za pomocą urządzeń elektronicznych, jak również prowadzonego w oparciu o patrole osobowe straży granicznej i wojska polskiego, po kwestie osadzenia Polski w relacjach międzynarodowych - tłumaczy ekspert Fundacji Info Ops Polska. - Rosja za pośrednictwem Białorusi bada, w jaki sposób Polska, członek sojuszy NATO i UE, będzie odbierana w swoim otoczeniu zewnętrznym. Czy będzie miała możliwość zarządzania tym kryzysem migracyjnym we współpracy lub bez współpracy z państwami partnerskimi.

Na chwilę obecną wygląda na to, że braku spójności w stanowisku względem zagrożenia migracyjnego w obu strukturach (NATO i UE) nie widać. Ale to dopiero początkowa faza operacji.

- Informacje teraz zebrane, mogą posłużyć do podjęcia decyzji o kolejnych działaniach np. wywołania incydentu dużej skali na granicy, które będą miały potencjał oddziaływania na zachodnią opinię publiczną - tłumaczy Basaj. - Dopiero w oparciu o reakcję opinii publicznej, ośrodek, który steruje taką operacją, podejmie próbę wpływu czy sprawdzenia, jakości osadzenia Polski w relacjach sojuszniczych. Zarówno w NATO jak i w UE.

Zielone ludziki na wschodniej granicy

- Służby białoruskie dążą do incydentu zbrojnego - potwierdza prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski. - Przebierają imigrantów w elementy umundurowania, co może spowodować trudność w odróżnieniu, czy mamy do czynienia z przebierańcem czy żołnierzem. Znane są sytuacje gdy w kierunku naszych służb ktoś mierzył z długiej broni. Chodzi o to, żebyśmy nie byli pewni z kim mamy do czynienia. To służy wywołaniu konfliktu granicznego z wymianą ognia.

Eksperci obserwują, że prowokacje białoruskich służb mają charakter eskalujący od początku powstania presji migracyjnej.

- Straż z graniczna, która dozoruje rejon przygraniczny tego typu prowokacje wykrywa - stwierdza Kamil Basaj. - Kwestia przebrania imigrantów w stroje przypominające umundurowanie została wychwycona stosunkowo wcześnie i jest zdarzeniem, które może być obsługiwane przez stronę białoruską w dwóch podstawowych sposobach.

Jak tłumaczy ekspert ds. bezpieczeństwa, pierwszym sposobem jest propaganda.

- Białorusini sugerują, że udzielają pomocy imigrantom poprzez dawanie im ciepłych ubrań - mówi Basaj. - Drugim elementem jest możliwość osadzenia w rejonie przygranicznym dużej ilości osób, które pod względem wizualnym będą nieodróżnialne od funkcjonariuszy pograniczników białoruskich. To z kolei może być wykorzystane do porób sprowokowania reakcji straży granicznej w terenie, poprzez np. próbę przeniknięcia na terytorium Polski takiej umundurowanej grupy, zebrania informacji na temat sposobu łączności i czasu reakcji straży granicznej czy samej formy reakcji.

Ludzie nie mogą być przedmiotem

Takie działania mają pomóc białoruskim służbom w sposób aktywny rozpoznać, w jaki sposób strona Polska dozoruje granice. W tym kontekście ostrzeżenia o możliwym scenariuszu wojennym nie wydają się przesadzone. I faktycznie trzeba zrobić wszystko by granicę uszczelnić. Jest tylko jedno ale. Aleksandr Łukaszenka w wojnie z Zachodem wykorzystuje ludzi, a nad tym nie można przejść całkowicie obojętnie. Zwraca na to uwagę dr Jakub Olchowski. - Jesteśmy w niekomfortowej sytuacji. Z jednej strony państwo ma nie tylko prawo ale i obowiązek chronić swoje granice, zwłaszcza jeśli jest to granica zewnętrzna Unii Europejskiej. To jest fakt. Ale drugi fakt jest taki, że mamy obowiązek, nie tylko moralny ale też prawny, pomagać ludziom. Problem jest w tym, że mamy wśród polityków i w społeczeństwie grupę, która widzi tylko pierwszy obowiązek i mamy grupę wśród polityków i społeczeństwa, która widzi tylko ten drugi - stwierdza ekspert IEŚ.

Dr Tomasz Sieniow prezes Instytutu na rzecz Państwa Prawa oraz koordynator sekcji uchodźczej Uniwersyteckiej Poradni Prawnej KUL od lat zajmuje się pomocą imigrantom. Jego zdaniem nie ulega dyskusji, że Łukaszenka wykorzystuje dramaty ludzkie do tego, by szantażować Europę i destabilizować sytuację w sąsiadujących krajach. I robi to skutecznie. Tylko, czy działaniem reżimu za wschodnią granicą można usprawiedliwiać niepodejmowanie działań w celu pomocy uchodźcom? Tu dr Sieniow ma wątpliwości, tym bardziej, że zna osoby, które przekroczyły granicę i dziś znajdują się już w Polsce.

- Równo rok temu pierwsze osoby przeszły w taki sposób przez granicę. Mamy z nimi kontakt. Z tym, że jeżeli chodzi o ocenę indywidualną poszczególnych przypadków, to nie da się określić jednym zdaniem, że to migracja ekonomiczna, albo kryzys uchodźczy, ponieważ każdy przypadek, z którym mamy do czynienia jest różny.

Zdaniem szefa Instytutu na rzecz Państwa Prawa, nie można powiedzieć, że wszystkie przypadki przekraczania wschodniej granicy Polski przez imigrantów są sterowane i wyreżyserowane przez Mińsk.

- Większość tych osób ucieka z krajów, gdzie grozi im prześladowanie. Bo są to w dużej mierze, nie w większości, obywatele Afganistanu, którzy słysząc o wycofaniu się wojsk amerykańskich zaczęli opuszczać ten kraj jeszcze wcześniej, bo amerykanie opuszczali prowincje po prowincji i tak też uciekali stamtąd Afgańczycy. Uciekają obywatele Tadżykistanu, którzy nie mają zapewnionej wolności religijnej w tym kraju i rzeczywiście grozi im tam prześladowanie, głównie z powodów religijnych i politycznych. Uciekają osoby z Bliskiego Wschodu, które często przez lata żyły w ośrodkach dla uchodźców i nie miały przyszłości w tych ośrodkach. Są to albo Syryjczycy albo Kurdowie, gdzie toczy się wojna.

Dr Sieniow zwraca w tym kontekście uwagę na to, że w chwili, gdy ze względu na COVID-19 nie funkcjonuje żadne przejście piesze czy kolejowe na polsko-białoruskim odcinku granicy, Białoruś steruje ruch migracyjny poza przejścia graniczne. Imigranci nie mają więc gdzie składać wniosków o udzielenie ochrony międzynarodowej.

- Do marca ubiegłego roku funkcjonowało przejście kolejowe między Brześciem a Terespolem, którędy można było w taki sposób przekroczyć granicę nawet nie dysponując wizą. Osoby, które przyjeżdżały były weryfikowane. Nie było to idealne rozwiązanie ale był jakiś wentyl bezpieczeństwa. W tej chwili osoby najbardziej zagrożone muszą korzystać ze ścieżki prowadzącej przez bagna i nie mogą się stawić na granicy mówiąc, że szukają ochrony międzynarodowej. Znamy przypadki osób, które korzystając z taksówek przyjeżdżają na przejścia drogowe, lecz są zawracane przez polskie służby graniczne zanim zdążą wskazać, że chcą prosić o ochronę.

- Z jednej strony jest nacisk, że musimy bronić granicy i suwerenności, z drugiej strony są absurdalne założenia, ze musimy wszystkich przyjąć i wszystkim pomagać, bo to jest nasz obowiązek - konkluduje dr Jakub Olchowski. - Zapominamy, że ci ludzie są przedmiotem rozgrywki. Nawet w tej sprawie jak zwykle jesteśmy podzieleni i nie potrafimy patrzeć dalej, niż czubek naszego politycznego nosa. I to jest sukces Putina.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski