Pracownicy DPS-ów zrobili hałas pod ratuszem i starostwem w Lublinie. Mieli powód [ZDJĘCIA]

O tym, że pracownicy Domów Pomocy Społecznej w naszym województwie są niezadowoleni, usłyszeli wszyscy mieszkańcy, którzy w poniedziałkowe przedpołudnie spacerowali w okolicach ratusza. To właśnie tam zaczęła się pikieta w stolicy regionu, wcześniej protestujący byli w Kraśniku i Świdniku. Przynieśli ze sobą różne rodzaje trąbek i syren i zrobili z nich użytek.

Jedną z protestujących jest Jolka. Nie hałasuje, bo akurat zepsuła się jej miniaturowa trąbka. W DPS-ie pracuje od 31 lat, teraz jej pensja zasadnicza to 3 100 zł brutto.

– Pani może by chciała usłyszeć, że pracuję tu z poczucia misji. Ale nie, pracuję tu, bo tak wyszło, i bardzo to lubię. Za kontakt z ludźmi, za to, że przychodzę do pracy i nieważne, jak jestem zmęczona, zła, to słyszę od podopiecznych „fajna jesteś”, „ładna jesteś” – mówi z uśmiechem. Ale to nie jest jedyny powód. W DPS-ie bierze dużo zmian nocnych, bo wtedy w ciągu dnia może razem z mężem rolnikiem pracować w polu. Jak mówi, tylko z jej pensji nie da się utrzymać. – Czasami ktoś mówi, żebym zmieniła pracę, skoro mi nie pasuje. Ale k... mać, ja nie chcę zmieniać pracy, chcę po prostu godnie zarabiać – twierdzi.

W proteście bierze udział także jej koleżanka z ponaddwudziestoletnim stażem pracy. Też ma pensję zasadniczą w wysokości 3 100 brutto, czyli ok. 2 500 zł na rękę.

– Mąż liczy mi, ile rocznie nocek spędzam poza domem – śmieje się koleżanka Jolki. „Nocek” przepracowuje średnio 60 w ciągu roku. – Tego, co nas łączy z podopiecznymi, nikt nie zrozumie. Jesteśmy jak rodzina, mamy nawet swoje powiedzonka. Kiedyś użyłam jednego poza pracą i się zawstydziłam, bo nikt nie wiedział, o co chodzi. Ale podopieczny Grzesiek by zrozumiał, bo zawsze tak mówi – wspomina.

Każda z protestujących w rozmowie z „Kurierem” zapewnia, że lubi swoją pracę, chociaż nie jest pozbawiona trudności.

– Najtrudniejsza jest szybkość reakcji. Czasami jest kilka sekund na ocenienie, jaką przybrać formę rozmowy: czy to ma być oficjalna rozmowa, czy wspierająca, a może trzeba zażartować. To chwila na podjęcie decyzji, od której będzie zależało, czy podopieczni będą do nas przychodzili – mówi Małgorzata Guz. W zawodzie pracuje od 14 lat i jak poprzedniczki zarabia 3 100 brutto.

Protest zorganizował Zespół NSZZ „Solidarność” Domów Pomocy Społecznej województwa lubelskiego zrzeszający 17 ośrodków. Pracownicy domagają się wzrostu płacy zasadniczej o 1000 zł brutto i wzrostu średniej płacy do kwoty przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w każdym roku na poziomie płacy osiągniętej w roku poprzednim. Zwracają także uwagę na potrzebę zmian systemowych, ponieważ funkcjonują pomiędzy formułą placówki medycznej i społecznej.

Do żądań protestujących odniosła się zastępczyni prezydenta miasta ds. społecznych.

– Interesem nas wszystkich jest, by nie pomijać pracowników Domów Pomocy Społecznej, bo świadczą ogromnie trudną pracę na granicy spraw społecznych i medycznych. Dla nas jest istotne, żeby nie doprowadzić do ucieczki wykwalifikowanych pracowników, by nie doszło do zwyczajnej zapaści – przekonuje Monika Lipińska, zastępczyni prezydenta ds. społecznych.

Przypomniała, że pracownicy na początku roku dostali już 200 zł brutto więcej. Jak zapewnia, na ten moment miasto może zagwarantować podwyżkę o kolejne 300 zł brutto. O ewentualnym większym wzroście może być mowa po wakacjach. Lipińska zwraca jednak uwagę, że podwyżki płac automatycznie zwiększą też opłatę za miejsce w DPS-ie. Póki co wynosi ponad 5 tysięcy zł.

– Nie wykluczamy, że w zależności od możliwości do końca roku nastąpi jeszcze jakiś ruch finansowy.

Jutro (we wtorek) protesty odbędą się w Chełmie, Krasnymstawie, Zamościu i Biłgoraju.