Wystarczy przejść się przez lubelskie Krakowskie Przedmieście, by doświadczyć doznań podobnych do tych przeżywanych np. nad Bosforem. „Kebab”, „Habibi kebab”, „Fresh kebab” - wszystkie te nazwy kłują w oczy z rozświetlonych jaskrawo szyldów reklamowych.
Popularnego schaboszczaka na reklamie nie uświadczysz, ale kebabem najesz się choćby tylko oczami. Bardzo dobrze opieczone średniej jakości (delikatnie rzecz ujmując) mięso, w bułce z kawałkiem sałaty i pomidora oraz sosem czosnkowym i bóg wie jakim jeszcze, podbił Polskę od Władysławowa po Zakopane. W pierwszym ze wspomnianych przeze mnie miast trudniej dziś dostać rybę niż „kebsa”.
W stolicy gór mniej jest prawdziwych oscypków niż baraniny czy kurczaka w picie. Nie ukrywam, że mnie również czasami, na szybko, zdarza się zjeść kebab. Jest to jednak dla mnie pewne odstępstwo od reguły. Tymczasem dla dużej części z nas, Polaków, kebab to już niestety reguła. A dla młodych kebab w nocy, po imprezie, to już tradycja.
Nawet ogoleni na łyso, którym często wydaje się, że pielęgnują jakąś polską tradycję, nosząc na koszulkach krzyże celtyckie, po dobrym marszu i niezłej zadymie przeciw zapowiadanej fali uchodźców, idą na kebab z colą. Wszak to takie naturalne i polskie.
Przynajmniej oni poszliby na mielonego czy schabowego, ale gdzie tam. Okazuje się, że dobry „patriota” (cudzysłów zamierzony) korzysta z kuchni arabskiej. Jedząc ten kebab musimy sobie uświadomić jedno: pielęgnujemy miłość do krajów arabskich i tamtejszych narodów. Przecież „habibi” znaczy „kochanie”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?