MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Lewandowski: Czasy dla liberałów nie są dobre. Trzeba być pragmatycznym

Adam Sofuł
- Jestem pragmatycznym liberałem. Takim, który wierzy w moc prywatnej przedsiębiorczości i prawa własności, jako rękojmię wolności obywatelskiej - mówi europoseł Janusz Lewandowski.
- Jestem pragmatycznym liberałem. Takim, który wierzy w moc prywatnej przedsiębiorczości i prawa własności, jako rękojmię wolności obywatelskiej - mówi europoseł Janusz Lewandowski. fot. Karolina Misztal/Polska Press
Liberałowie coraz mniej znaczą w Europie. Ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego zakończyły się dla nich klęską. Czy i dlaczego idee liberalne nie znajdują dziś poklasku – m.in. o tym, ale i o przyszłości Europy rozmawiamy z Januszem Lewandowskim, europosłem, byłym komisarzem i współzałożycielem Kongresu Liberalno-Demokratycznego.

Czy jest pan liberałem? I co to w ogóle znaczy?

JL: Jestem pragmatycznym liberałem. Takim, który wierzy w moc prywatnej przedsiębiorczości i prawa własności, jako rękojmię wolności obywatelskiej. Pragmatycznym – bo tylko taki mógł się narodzić w Gdańsku w latach 80. Fenomen gdańskiego liberalizmu to symbioza z „Solidarnością”, a najbardziej sensacyjny przejaw tej współpracy, to powierzenie nam przez Wałęsę programu podziemnego związku zawodowego w połowie lat 80. Przemyciłem tam pochwałę prywatnej przedsiębiorczości, pośród punktów traktujących oprawach związkowych. Z obawą czekaliśmy na reakcję Lecha, a on właśnie na tym skupił uwagę - świadom, jak bardzo różniło się gospodarstwo jego ojca od nieszczęsnych PGR-ów. Z tego zaufania wziął się liberalny rząd Bieleckiego w roku 1991. Mój liberalizm to nie sakralizacja rynku, lecz świadomość, że rynek i swobody obywatelskie muszą być dobrze regulowane i na tym polega konstytucja wolności.

Ale w ostatnich latach te wartości, przez pana reprezentowane, zdają się w odwrocie. Na przykład w ostatnich wyborach europejskich uchodząca za najbardziej liberalną frakcję Renew Europe straciła 23 miejsca w porównaniu z poprzednią kadencją.

JL: Sami są sobie winni, forsując wraz z lewicą, która u nas mocno straciła, rewolucję obyczajową, gdy w tej sferze każdy kraj ma swoją wrażliwość i swoje tempo. Kariera antyeuropejskiej prawicy ma dłuższą historię. Zaczęła się od kryzysu migracyjnego roku 2015, który był wyjątkowo żyzną glebą dla populizmu i nastrojów antyliberalnych. Pakiet migracyjny uzgodniony przed wyborami europejskimi tym bardziej im sprzyjał, im bardziej był zakłamany, jak w Polsce, chociaż stanowi zaostrzenie prawa azylowego.

Podobnie z Zielonym Ładem, który stanowi klęskę komunikacyjną Komisji Europejskiej. Miał być sztandarem programowym, a stał się epitetem i straszakiem. Podobnie z odwrotem od jednomyślności na rzecz kwalifikowanej większości we wrażliwych kwestiach polityki zagranicznej, co nazwano tworzeniem federalnej Europy pod dyktando Niemiec. A później pandemia i agresja Putina usprawiedliwiły większą rolę państwa w gospodarce, a instytucji Unii Europejskiej w ochronie zdrowia obywateli i naszego bezpieczeństwa.

Rozumiem, że mówiąc o prawicowym populizmie, dotknął pan warstwy politycznej. A jeśli chodzi o odwrót od liberalizmu w warstwie gospodarczej? Widzimy odwrót od globalnego handlu.

JL: Globalizacja jest nieodwracalna. Z korzyścią dla Chin i innych potęg, które wykorzystują wolność handlu bez wzajemności. Europa próbuje się bronić, co może być korzystne dla Polski pod hasłem „nearshoringu”, czyli skrócenia łańcucha dostaw, a zwłaszcza „friendshoringu”, czyli mniejszego uzależnienia handlowego od krajów autorytarnych, które często eksploatują siłę roboczą w sposób urągający godności ludzkiej.

Także ciąg innych zdarzeń usprawiedliwia większą rolę państwa i instytucji Unii Europejskiej. Najpierw był to kryzys finansowy, który ujawnił skutki braku nadzoru finansowego nad sektorem bankowym. Nieszablonowe reakcje Europejskiego Banku Centralnego uratowały strefę euro, choć nie miały nic wspólnego z liberalizmem gospodarczym. Potem pandemia wymusiła zamrożenie gospodarki, a potem jej ratowanie poprzez nadzwyczajny zastrzyk płynności, zawieszenie reguł Paktu Stabilizacji i Wzrostu (tzw. general exit clause), czyli swoistą nacjonalizację zysków i strat gospodarczych. Skutkiem był skokowy wzrost długu publicznego do poziomu 97 proc. PKB w strefie euro w roku 2020 oraz deficytu rządowego, który sięgnął średnio 7 proc.

Obecnie sytuacja się normalizuje, ale nadal 12 krajów UE, w tym Polska, zasługuje na objęcie ich procedurą nadmiernego deficytu. Do tego teraz wojna wróciła na nasz kontynent, co jeszcze bardziej usprawiedliwia interwencjonizm państwa w imię bezpieczeństwa. Polskie 4 procent PKB na zbrojenia to wysoko zawieszona poprzeczka dla krajów członkowskich NATO, które dotąd nie dotrzymywały wymogu 2 procent PKB.

Zatem, Europa na progu XXI wieku mierzy się z wyzwaniami, które wymuszają interwencjonizm państwa lub akcję na poziomie Unii Europejskiej. Nie są to dobre czasy dla liberalizmu gospodarczego.

Przełom wieków to była dominacja neoliberalizmu. To była tzw. szkoła chicagowska – jak to określił, religia neoliberalna. Czy jest do tego powrót? Czy np. konsensus waszyngtoński wciąż obowiązuje?

JL: Po epoce przerostów państwa opiekuńczego nastąpiła reakcja - przede wszystkim w Wielkiej Brytanii czasu Margaret Thatcher i Reagonomics w Stanach Zjednoczonych. Przyniosło to wzrost gospodarczy, ale także wzrost nierówności społecznych. Jeszcze gorsze skutki miało rozluźnienie rygorów finansowych, co przyniosło nadużycia na rynku kredytów hipotecznych w USA, upadek Lehman Brothers w roku 2008 i reakcję łańcuchową, niezwykle kosztowną dla Europy, która finansuje gospodarkę realną z systemu bankowego, a nie rynku kapitałowego, dominującego w USA. To koniec konsensusu waszyngtońskiego, bo dziś demokratyczna grupa G-7 mierzy się z grupą BRICS, dyrygowaną przez Chiny, która nie przestrzega reguł powojennego ładu światowego, sympatyzując bardziej z Putinem, niż z Ukrainą, walczącą w imię naszych wartości.

Wróćmy do pańskiego rozumienia liberalizmu – jako siły prywatnej przedsiębiorczości. W ostatnich latach tendencje – w Polsce i w Europie - były raczej przeciwne. Ma pan jakieś argumenty, że prywatne jest lepsze niż państwowe?

JL: Dobrym świadectwem może być gospodarka morska na Pomorzu. W ramach RWPG powierzona Polsce i korzystaliśmy z tego, nadużywając wolności mórz dla ekspansji PLO i PŻM, tak jak teraz Chiny nadużywają wolności handlu. Dzisiejsze oblicze przemysłu stoczniowego, który wcześniej budował nam mało wymagający rynek ZSRR, jest wielką pochwałą prywatnej przedsiębiorczości i świadectwem niedoli sektora państwowego, zasiedlonego przez nomenklaturę „miernych, ale wiernych”. Z jednej strony nieszczęsny los Stoczni Gdańskiej bez sensu sprzedanej przez PiS w ręce ukraińskiego oligarchy, wegetującej za koszt polskich podatników, podobnie jak inne stocznie państwowe i symboliczna, rdzewiejąca stępka w Szczecinie.

Z drugiej strony prawdziwa perła, gdańska stocznia remontowa, sprywatyzowana z moim błogosławieństwem, ratująca program budowy promów i programy wojenne, ale także prestiżowe zamówienia zagraniczne dla stoczni Crist oraz jachty zamówione przez tak wymagających klientów, jak wielkie gwiazdy sportu: Nadal i Alonso.
Trudno o lepszą ilustrację przewagi prywatnej przedsiębiorczości nad państwową, nieuleczalnie poszkodowaną przez polityczną nomenklaturę.

To tylko jeden segment. Czy może być wskazaniem dla całej gospodarki?

JL: Zdecydowanie tak, bo taka jest lekcja płynąca z polskiej transformacji. A także z „dobrej zmiany”, czyli centralizacji i renacjonalizacji, przezwanej repolonizacją, co rodziło niegospodarność, korupcję, milionowe synekury dla rozmaitych nieudaczników i sponsorowanie kampanii politycznych PiS. Nie ma lepszego przykładu, niż Orlen, niegospodarny moloch, udający narodowego czempiona, produkt zachcianek byłego wójta Pcimia. Niestety, po drodze zniszczono tak wartościową firmę, jak Lotos i wchłonięto inną perłę gospodarczą Pomorza – Energę. Nasz niepokorny region poniósł w ostatnich latach trudno odwracalne straty.

Jak powiedziałem, prywatna przedsiębiorczość staje się dobrem narodowym, jeśli jest regulowana w sposób właściwy dla praworządnego państwa. Jeśli hula bez żadnej kontroli, przynosi straty. Dobrą ilustracją jest inny owoc „dobrej zmiany” – SKOK-i. Zbyt późno objęte nadzorem finansowym i gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego oznaczały miliardowe rekompensaty dla poszkodowanych klientów (tylko SKOK Wołomin to 2.2 mld zł wypłat). Dziś interwencjonizm usprawiedliwia wojna w Ukrainie.

No właśnie. Przez ostatnie lata mamy do czynienia ze zwiększaniem roli państwa – usprawiedliwionym okolicznościami. Ale czy jest powrót z tej ścieżki na liberalne tory? Wojna nie sprzyja wolności.

JL: To prawda. Populizm rodzi się z lęków, często realnych, ale także sztucznie rozbudzanych. Daje proste odpowiedzi na rzeczywiste problemy. Takim realnym problemem jest dziś lęk powodowany przez wojnę, która za sprawą Putina wróciła na nasz kontynent. Wojna wymusza interwencjonizm. Mamy od 5 marca 2024 Europejską Strategię Przemysłu Obronnego, czyli strategię współpracy sektorów zbrojeniowych. Nie ma ona nic wspólnego z wolnym rynkiem, gdyż zakłada lokowanie minimum 50 proc. zamówień na rynku EU – czyli to protekcjonizm. Co - uwaga - popieram, jako pragmatyczny liberał.

Jak dzisiaj w globalnej grze gospodarczej sytuuje się Europa? Od lat słychać narzekania, że zaczyna zostawać w tyle za USA i Chinami. To zupełnie różne modele gospodarcze – wzorzec liberalizmu USA i autorytarne Chiny. Którą ścieżką powinna podążać Europa, by gonić?

JL: Stary Kontynent, kiedyś kolebka rewolucji przemysłowej, odsyłany jest na emeryturę. O tym właśnie był „Global Investors Summit” w czerwcu 2024 na zaproszenie i z udziałem Lecha Wałęsy w Gdańsku. Jak sprawić, by międzynarodowy kapitał płynął w stronę demokracji, a nie autokracji? Nie ma dobrej odpowiedzi. Autokraci obiecują stabilność, a demokraci mnożą obietnice ryzykowne dla gospodarki, by wygrać wybory. Unia Europejska mnoży regulacje, które mają wspomagać inwestowanie w zielone
technologie, gdy Biden w USA daje gotówkę do ręki albo ulgi podatkowe, które zachęcają firmy z Europy i Chin, by tworzyć miejsca pracy w Ameryce. Nie jestem optymistą co do konkurencyjności Europy w XXI wieku.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Biznesu codziennie. Obserwuj StrefaBiznesu.pl!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Gadżety i ceny oficjalnego sklepu Euro 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Janusz Lewandowski: Czasy dla liberałów nie są dobre. Trzeba być pragmatycznym - Strefa Biznesu

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski