Obowiązkowa karta rowerowa? Przeciw, a nawet za

Resort przekonuje, że chodzi wyłącznie o poprawę bezpieczeństwa i to samych rowerzystów. Z danych ministerstwa wynika, że sprawcą co trzeciego wypadku są właśnie cykliści. Rocznie z ich przyczyny dochodzi do ok. 4600 takich zdarzeń. Informacja o najnowszych planach ministerstwa infrastruktury wywołała już wielką burzę. Przeciwnicy wprowadzenia obowiązkowej karty rowerowej nie zostawiają suchej nitki na resorcie. Przekonują, że posiadanie tego dokumentu niczego nie zmieni. Kto nie chce znać przepisów, i tak nie będzie ich znał. Że to kolejny przejaw autorytarnych rządów PiS, który w rezultacie doprowadzi do spadku liczby cyklistów. Wreszcie, że trzeba załatać dziurę w budżecie, bo miliony złotych poszły na program 500 plus, i trzeba sięgnąć do kieszeni podatników.

Ale nie brakuje też zwolenników tego pomysłu. Podnoszą oni najczęściej argument, że wielu cyklistów porusza się po ulicach naszych miast bez podstawowej znajomości zasad i znaków drogowych. A jest to możliwe, bo rowerem może jeździć każdy. Także analfabeta drogowy.

Generalnie jestem przeciwko wprowadzaniu kolejnych zakazów, nakazów. Lista tych, które obecnie obowiązują w Polsce, jest zdecydowanie za długa. Ale w tym przypadku aż mnie korci. A wszystkiemu są winni sami rowerzyści. Cieszę się, że nasi mieszkańcy biją kolejne rekordy w wypożyczaniu dwukółek miejskich. Im więcej cyklistów, tym szansa np. na mniejsze korki w mieście. Tylko dlaczego wsiadanie na rower niektórym z nich odbiera rozum? Jeżdżą po chodnikach, i to często parami, a nawet grupami, nierzadko z dużą prędkością, nie licząc się z niczym i nikim. Co wyrabiają na ulicach już nie wspomnę. O przepisach drogowych to ci cykliści z pewnością nigdy nie słyszeli. O dobrym wychowaniu i szacunku dla innych niestety także.