W dyskusji nad powstaniem warszawskim, bez względu na to, która ze stron na nią spogląda, dwie kwestie pozostają bezsporne: był to wielki zryw niepodległościowy, który skończył się jedną z większych klęsk powstańczych w naszych dziejach.
Na tych dwóch faktach każda ze stron sporu buduje zupełnie inną narrację. Apologeci powstania są zdania, że gdyby nie jego wybuch, to w czasach komuny nie byłoby podbudowy do jakichkolwiek działań antyreżimowych. Przeciwnicy twierdzą z kolei, że sierpień i wrzesień 1944 r. doprowadziły do kolejnej (po Katyniu i Akcji AB) zagłady jednej z najlepszych tkanek polskiego społeczeństwa. Gdzie leży prawda? Jak to zwykle bywa - pośrodku. Tylko, czy o tzw. obiektywną prawdę nam tu chodzi? Patrząc bowiem obiektywnie, to rację ma pewnie prof. Norman Davies, którego zdaniem powinniśmy skończyć świętować tą naszą wielką traumę powstańczą.
Śmiem jednak twierdzić, że zdanie prof. Daviesa powinno być dla nas najmniej znaczące. Przy całym szacunku dla jego dorobku, w ocenie powstania obudowa naukowa ma najmniejsze znaczenie. Czy można bowiem naukowo ocenić stan duchowości narodu? Czy kierując się naukowym obiektywizmem można dokonać oceny stanu umysłów ludzkich? Upadek powstania warszawskiego to nie to samo co kapitulacja Belgii czy Francji z 1940 r. W powstaniu upadło miasto, ale nie upadł naród i o tym też dobrze wiedział Stalin, który w późniejszych latach nakazał nam świętowanie zakończenia II wojny światowej. Myślę, że to właśnie to międzynarodowe dziś święto jest dla nas swoistym dramatem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?