Radni od bałaganu w mieście

Dawno nie kibicowałem żadnej inicjatywie tak jak tej dotyczącej drastycznego podniesienia opłaty za zajęcie powierzchni pasa drogowego. Podwyżka ukróciłaby bowiem praktykę zaśmiecania miasta plakatami wyborczymi. Z całą stanowczością używam tu sformułowania "zaśmiecanie". Nieważne bowiem, czy plakat wyborczy jeszcze nad ulicą wisi, czy też już na niej leży. W obu przypadkach wygląda tak samo bzdetnie. A jeżeli jeszcze nie jest to jeden plakat, tylko setki plakatów, to i ich bzdetność adekwatnie wzrasta.

Kampania wyborcza nie może być czasem, w którym estetyka miasta staje się równoznaczna z gorszą lub lepszą estetyką twarzy działaczy partyjnych. Dodajmy - estetyką często wytaplaną w ulicznym błocie. Przyznam, że sam takiego wizerunku swojej osoby promować bym nie chciał. Każdy jednak ma swoją twarz, a nie wszystkim przecież musi zależeć na miłej i schludnej aparycji. Widać, zdaniem niektórych, ważniejsza od estetyki własnego wizerunku jest jego wszechobecność.

Czy z tego też założenia wyszli lubelscy radni, pod wpływem których prezydent wycofał swój projekt? Nie będę im uwłaczać, odpowiadając na to pytanie, sami niech sobie na nie odpowiedzą. My natomiast, zamiast liczyć na radnych, dla których tania kampania wyborcza jest ważniejsza niż wizerunek miasta, powinniśmy wziąć sprawy we własne ręce. Pokażmy przy okazji zbliżających się wyborów, że Lublin jest ważniejszy niż kariera brudnej twarzy z plakatu.