Media rozszumiały się na temat kolejnej (cóż...) gafy prezydenta RP, który do księgi kondolencyjnej w ambasadzie Japonii, obok wyrazów współczucia, wpisał błędy ortograficzne. Jestem najdalej od postponowania prezydenta. Ten urząd, bez względu na czyjekolwiek przekonania polityczne, wymaga szacunku i basta. Są wśród nas ludzie wybitni, tworzący rzeczy wielkie, którzy z ortografią mają problemy. Ktoś jednak dba o to, aby ich książki czy artykuły były językowo i ortograficznie poprawne. W przypadku prezydenckiej wpadki winę ponosi ten, kto powinien wiedzieć o sprawie i stać za prezydenckimi plecami w czasie dokonywania wpisu.
Zdarzenie sprowokowało mnie do kilku uwag ogólniejszej natury. Nasz piękny język ojczysty staje się powoli artefaktem. Kiedy słyszę poważnego polityka, artystę, a nawet - o zgrozo, dziennikarza, który publicznie mówi: "... za półtorej miesiąca" czy "ten Krzysiu...", doznaję estetycznych drgawek. O "roku dwutysięcznym jedenastym" nawet szkoda mówić, bo stał się standardem. Nie mam zamiaru kreować się na językoznawcę (Stalinowi nie dorównam...), ale w szkole podstawowej uczono mnie inaczej. Obecny poziom nauczania, tak w szkole, jak i w rodzinnych domach, powinien jak najszybciej stać się obiektem rozległych badań. Język, którym posługuje się młodzież (na szczęście nie cała!), to niezrozumiała mieszanka wyrażeń knajackich, przekręconych zapożyczeń i grypsery. Grozą kompletną napawa czytanie wypowiedzi na najpopularniejszych forach internetowych.
Warto pamiętać, że w dobrym towarzystwie, rzucenie "wziełem" skutecznie niweluje do zera wrażenie zbudowane garniturem z Savile Row, hawańskim cygarem i pozycją na liście najbogatszych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?