Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śpiewam przez przypadek. Rozmowa z Grzegorzem Skawińskim

Robert Migdał
fot. Universal Music
- Pierwszą gitarę zrobiłem sobie sam, z deski od łóżka - mówi Grzegorz Skawiński, gitarzysta, lider zespołów KOMBII i O.N.A., który właśnie wydaje swoją solową płytę "Me & My Guitar".

"Me & My Guitar" - po polsku "Ja i moja gitara". Brzmi to trochę, jakbyś chciał powiedzieć - "Ja i moja miłość".
Wielka, dozgonna miłość. Do grobowej deski. Od urodzenia?

Jak byłem niemowlęciem, to jeszcze nie. Choć, kto wie. Może miałem grzechotkę - gitarę (śmiech). Ale raczej to był akordeon. W czasach, kiedy się urodziłem, akordeon był modniejszy.

Mówisz: "miłość do grobowej deski". Chcesz być pochowany z gitarą?
Myślałem o tym i dziś już wiem na pewno, że chcę być skremowany z moją ulubioną gitarą.

Kompletnie nie mam pojęcia o graniu na gitarze, nie widzę w tym nic fascynującego. Powiedz mi, co Ciebie w niej zauroczyło?
Dzięki gitarze mam niesamowitą możliwość ekspresji. Podobną możliwość wyrażania emocji grającego posiada chyba tylko perkusja. Na gitarze można poszaleć, wydać z niej wibrujące, wyjące dźwięki, a z drugiej strony tony pełne łagodności i delikatności. Gitara mnie pochłania, i to z roku na rok coraz bardziej. Przez instrument, przez dźwięki, można opowiedzieć dużo więcej niż samymi słowami, gestami. Można przekazać głębię uczuć: gitara płacze, krzyczy, wkurza się. Jest różna jak życie.

Potrafisz zagrać na niej i przebój z przedszkola, i pieśń kościelną?
Żaden problem. Piosenki dla dzieci grałem wielokrotnie. Pieśni kościelne - rzadziej. Chociaż zdarzało mi się grać i śpiewać kolędy. Świetnie mi wychodzi "Przebieżeli do Betlejem" czy "Gdy się Chrystus rodzi" (uśmiech).

Kiedy zakochałeś się w gitarze?
Jako pięcioletni brzdąc bardzo chciałem grać na akordeonie. Ale to zmieniło się, gdy już miałem 9 lat. Wtedy, kiedy w Polsce przyszła moda na "rolingstonsów", "bitelsów", na Czerwone Gitary.

Zafascynował Cię bigbit?
Czerwono-Czarni, Niebiesko-Czarni, Czesław Niemen i Akwarele. Chciałem być tak jak oni - chłopakiem z gitarą. Dzięki tej fascynacji z dzieciństwa - jestem dzisiaj, kim jestem.

Pamiętasz pierwszą gitarę małego Grzesia?
Oczywiście. Zrobiłem ją sobie sam, z deski od łóżka.

Pomysłowy chłopak.
(śmiech) Nie do końca, bo niestety nigdy nie zagrała. Ta gitara to była kompletna porażka - domowe dzieło majsterkowicza. Ale dzięki niej rodzice widzieli moją zawziętość i zdeterminowanie i dołożyli mi pieniądze, żebym sobie kupił wymarzony instrument. Podkreślam - dołożyli, bo sam tygodniami zbierałem makulaturę i puste butelki i w ten sposób uzbierałem połowę pieniędzy. Ta pierwsza gitara akustyczna była strasznie niewygodna i okropnie brzmiała. Ale można na niej było grać i była moja. Do dzisiaj pamiętam ten dzień, kiedy wziąłem ją w ręce, byłem napalony, chciałem cały czas grać, ćwiczyć.

Na Twojej najnowszej płycie jest i blues, i rock, i metal. Wielka różnorodność dźwięków, stylów muzycznych.
Bo ja jestem osobowością bardzo barwną i wielowątkową. Pierwszy mój zespół, który założyłem z Waldkiem Tkaczykiem, późniejszym basistą KOMBI, nazwaliśmy Kameleon. I ja też jestem jak to zwierzątko, co umie zmieniać kolory - mogę się porównać do niego: pozostając sobą, zmieniam swoje muzyczne kolory na zewnątrz. Lubię grać różne rodzaje muzyki. I dlatego "Me & My Guitar" jest z założenia płytą eklektyczną: czerpie z różnych źródeł.

Dla KOMBII piszesz piosenki lekkie, popularne, chwytliwe. Takie, co lądują na playlistach, są grane w radiu. Pewnie takie przeboje pisze się trochę pod fanów pop, pod "publikę", żeby były chwytliwe, do zanucenia. Słuchając "Me & My Guitar", miałem wrażenie, że tym razem kompletnie nie przywiązywałeś uwagi do tego, czy ktoś to "kupi". Że nagrałeś tę płytę dla siebie i pod siebie. Tak, żeby się podobała Tobie.
Trafiłeś w stu procentach. Zrobiłem ją w celach kompletnie niekomercyjnych, co brzmi trochę w moich ustach jak paradoks, bo krążek trafi 12 marca, w dniu moich imienin, do sklepów (śmiech). Ale taka jest prawda: nie zrobiłem jej w celach zarobkowych, a jak się sprzeda, to będzie miły wypadek przy pracy. Plan mam taki, żeby dotrzeć do jak największej grupy fanów, ale fanów gitarowego brzmienia - takich o większej wrażliwości.

Śpiewasz na tej płycie po angielsku.
Musiałem sobie podwyższyć poprzeczkę, bo być może dzięki temu płyta trafi też do fanów gitarowego brzmienia spoza granic Polski.

Zaprosiłeś na płytę sporą grupę gitarowych osobowości.
No, żeby być do końca w zgodzie ze swoja naturą kameleona. W tytułowym utworze "Me & My Guitar" zagrali m.in. Jacek Królik, Marek Raduli, Jacek Polak, Adam "Nergal" Darski, Piotr Łukaszewski czy Marek Napiórkowski. Chciałem pokazać różne twarze, różne odsłony gitary. Dzięki temu ten utwór jest bardzo kolorowy. I strawny do słuchania.

Oprócz wymienionych gitarzystów na płycie można jeszcze usłyszeć Adama Tkaczyka na perkusji, Waldemara Tkaczyka na basie, Mariusza Zaczkowskiego na klawiszach czy Bernarda Maselę grającego na wibrafonie elektrycznym. Na pewno to nie wszyscy, z którymi chciałbyś zagrać. Kogo zabrakło?
Oj, wielu. Ale nadrobię to. Być może, gdy nagram "Me & My Guitar II". Wtedy może zagrają ze mną Darek Kozakiewicz, Janek Borysewicz, Leszek Cichoński...

Z tym ostatnim zagrać to nie problem. Wystarczy przyjechać w tym roku do Wrocławia na kolejne bicie "Gitarowego rekordu Guinnessa" w Rynku.
Bardzo chętnie. Czuję się zaproszony.

Na płycie nie tylko grasz, ale i śpiewasz. Kilka lat temu, na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, powiedziałeś mi, że bierzesz lekcje śpiewu u pani profesor w Gdańsku, bo jesteś ciągle niezadowolony ze swojego głosu.
Kurs śpiewu odbyłem, zakończyłem i korzystam cały czas ze zdobytej wiedzy. Niestety tembru, barwy głosu nie da się zmienić ćwiczeniem. Ale można doskonalić technikę, precyzję - i ja to robię cały czas.

Tak czuję w Twoim głosie, że nadal jesteś niezadowolony ze swojego śpiewania.
Bo ja nie uważam się za jakiegoś wybitnego wokalistę. Jestem przede wszystkim instrumentalistą, gitarzystą. I to jest moja pierwsza rola. A prawda jest taka, że wokalistą zostałem przez przypadek, bo jak zakładaliśmy KOMBI, to wszyscy inni członkowie zespołu śpiewali gorzej ode mnie (śmiech). I tylko dlatego wybór padł na mnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śpiewam przez przypadek. Rozmowa z Grzegorzem Skawińskim - Gazeta Wrocławska

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski