Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tradycyjna polska szkoła pod pruskie dyktando

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Łukasz Kaczanowski/archiwum
Ci, którzy tak lekceważąco mówią o bezużyteczności publicznej edukacji, jednocześnie sami najbardziej z niej skorzystali – pisał francuski noblista Albert Camus. Przypomniałem sobie ten znany cytat autora „Dżumy”, przeglądając popularne portale informacyjne w przededniu rozpoczęcia roku szkolnego. Ileż doskonałych rad na temat konieczności buntu i zniszczenia systemu edukacji udzielają ludzie mający przed nazwiskami tytuły naukowe. Zatem ci, którzy zadali sobie trud edukacji w publicznym systemie edukacji, dzisiaj namawiają swoich kolegów nauczycieli i dyrektorów szkół, by obalili system. Zapominają przy tym odjąć sobie tytuł profesora sprzed nazwiska, jako znak wyzwolenia się z systemowej niewoli.

Obowiązek szkolny postulowany był w Polsce już w okresie Odrodzenia. Andrzej Frycz Modrzewski w traktacie „O naprawie Rzeczpospolitej” z 1556 roku w księdze „O szkole” przedstawił swoje refleksje na temat konieczności powszechnej edukacji. W sumie z pięciu traktatów, które pojawiły się w dziele Modrzewskiego, w kraju ukazały się tylko trzy. Dwie księgi – „O Kościele” i „O szkole” zostały skonfiskowane i zniszczone na osobiste polecenie Sługi Bożego kardynała Stanisława Hozjusza, kontrreformatora i osobistego wroga Andrzeja Frycza Modrzewskiego, którego poglądy zwalczał posuwając się nawet – o czym pisał sam Modrzewski, do zorganizowania nieudanego zamachu na jego życie. Ostatecznie obowiązek szkolny pojawił się dopiero na terenie Księstwa Warszawskiego w 1808 roku dzięki staraniu Izby Edukacji Publicznej, którą kierował Stanisław Kostka Potocki we współpracy m.in. ze Stanisławem Staszicem. W 1810 roku powstało Towarzystwo Elementarne, na którego czele stał Samuel B. Linde, a którego zadaniem było opracowanie podręczników szkolnych dla szkół powszechnych. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w 1919 roku wydany został dekret o obowiązku szkolnym, którym wprowadzono 7-letnią szkołę powszechną dla dzieci od 7. Do 14. roku życia. Dekret nakładał na państwo obowiązek zapewnienia dostępu do edukacji dla wszystkich dzieci, co z punktu widzenia mieszkańca dzisiejszej Polski wydaje się oczywiste, ale z punktu widzenia odrodzonej, wielonarodowej Rzeczpospolitej już tak oczywiste nie było.

To jest prawdziwa historia edukacji w Polsce. Jednak powszechnie znana jest inna historia, alternatywna. Równie prawdziwa i chwytliwa co teorie antyszczepionkowców na tematy medyczne. Czarna legenda brzmi tak – pierwszy projekt powszechnej i obowiązkowej szkoły pojawił się w Europie za sprawą Prus. Fryderyk Wilhelm III, król pruski z dynastii Hohenzollernów, chcąc wzmocnić pozycję kraju po klęsce w wojnach napoleońskich postanowił przeprowadzić reformę. Dzięki niej mógł zbudować silne i niezwyciężone mocarstwo, oparte na posłusznych i oddanych żołnierzach i niemniej posłusznych i oddanych urzędnikach. Aby ten plan się powiódł, przebiegły król stworzył system edukacji, dzięki któremu wychowywał i kształtował sumiennego, ale zarazem bezwolnego urzędnika i żołnierza, przejmując kontrolę nad ich umysłami. Oczywiście sam by tego nie dokonał. Musiał mieć pomocników – tu na scenę wkraczają urzędnicy. Niemniej przebiegli i zuchwali od króla, bo przecież jeszcze nie byli wychowani w systemie, który dopiero sami tworzyli. Zatem król Fryderyk Wilhelm III wprowadził systemowo przymusowy obowiązek szkolny i towarzyszący mu przymusowy i powszechny obowiązek służby wojskowej, stawiając nad wtłoczonymi w ten system biedakami armię urzędników, nadzorujących szkoły i koszary w całym kraju. Ten nowy model edukacji opierał się na centralnie ustalonym planie nauczania i na liście obligatoryjnych lektur. Wszystko to było doskonale przemyślane, bo lud miał w ten sposób zdobywać podstawową wiedzę, by umieć czytać proste instrukcje i rozumieć rozkazy.

Ludzie wychowani w tym systemie mieli być posłuszni i ulegli, a zbyt szerokie horyzonty były niewskazane. Ponadto wypracowano wówczas system kształcenia nauczycieli – ciut głupszych od urzędników, ale niewiele mądrzejszych od uczniów, oraz wymyślono egzamin maturalny, mający być przepustką na wyższe uczelnie. System okazał się tak praktyczny, że bardzo szybko wcieliły go w życie inne narody – najpierw Austria (wiadomo kto był synem tego systemu!), następnie Japonia, Wielka Brytania, Francja, USA, a po odzyskaniu niepodległości i Polska, która była rządzona przez autorytarnego wodza Piłsudskiego.

Niezmienne zatem od 200 lat są znane w polskiej szkole następujące zasady, wymyślone przez króla Fryderyka Wilhelma III Pruskiego: odgórnie narzucone treści w programie nauczania, obowiązkowy zestaw lektur, lekcje podzielone na 45-minutowe jednostki, krótkie przerwy sygnalizowane dzwonkiem, by wypracować odruchy, stopnie za wiedzę, podręczniki do nauki i egzaminy. Nasza szkoła nie różni się zatem od tej dziewiętnastowiecznej ani w formie ani w treści.

Ufff, przebrnąłem. To nie moje wymysły. W dwóch powyższych akapitach streściłem artykuł pt. „Skąd się wzięła tradycyjna polska szkoła?” autorstwa pani Magdaleny Boćko-Mysiorskiej, pedagożki, coach, wykładowczyni, autorki podręczników, artykułów i „bliskościowo-naukowego bloga”. W sumie mogłem to streścić w jednym zdaniu: tradycyjna polska szkoła wzięła się z chęci stworzenia niewolników. Wniosek? Trzeba szkołę zreformować i stworzyć wolnych ludzi. Ten postulat pojawia się za każdym razem, gdy ministrem edukacji ma czelność zostać ktoś, kto nie pasuje do lewicowo-liberalnego modelu świata. Wówczas pojawia się nagła potrzeba uświadomienia społeczeństwa, że listy lektur wymyślił nam obcy władca (cóż za szowinizm), a wykształcony człowiek powinien się zbuntować. I takie apele się pojawiają:

„Jeśli system jest coraz bardziej autorytarny, natychmiast uruchamia się system obronny środowiska, szczególnie tak dobrze wykształconego jak nauczyciele – mówił w Radiu Zet prof. Bogusław Śliwerski, kierownik Katedry Teorii Wychowania Uniwersytetu Łódzkiego, były przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, współautor książki "Uwolnić szkołę od systemu klasowo-lekcyjnego" - Powstają wyspy oporu, autentycznej radości z uczenia się. Nauczyciele zaczęli wydawać książki, dzielić się pasją, tworzą ruch pozytywnego buntu, pokazują, że zmiana jest możliwa, nawet w warunkach biurokratycznych ograniczeń. (…) Im większy autorytaryzm tym ten obszar oporu, prób wyzwalania się, będzie większy”.

Te słowa padają poważnie. System, który wychował „dobrze wykształconego nauczyciela”, który potrafi wydawać książki i uczyć z autentyczną radością, musi zostać zburzony, bo tako rzecze pan profesor, który swój tytuł naukowy zdobył w znienawidzonym systemie. Zdecydowanie system edukacji należy zreformować. Mam postulat – więcej logiki w szkołach.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski