Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolne media, ale tylko „nasze” Felieton redaktora naczelnego

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Fot. Malgorzata Genca / Polska Press

Ludzie oczekują od prasy, radia i telewizji zaspokojenia fundamentalnych potrzeb - żeby w ich treści rozpoznać samych siebie i swój świat - pisał John Keane w książce „Demokracja a media” powstałej na początku lat 90. Dziś można do tego dodać jeszcze jeden element - ale także coraz częściej za pośrednictwem mediów uciekają w świat kreowany. Całkiem świadomie szukając tam rozrywki. I można zaryzykować tezę, że ten świat kreowany dostają świadomie i nieświadomie. Bo zbyt często świat kreowany można znaleźć w mediach tam, gdzie się tego odbiorcy nie spodziewają, czyli w sferze informacji.

Dzisiejsze media szukają koncepcji swojej roli społecznej starając się odnaleźć miejsce między polityką a rynkiem. Wszystkie media. Jeśli ktoś dzisiaj kreuje się na niezależnego od rynku, to znaczy, że wpadł w sidła polityki. I odwrotnie. Polityka wpływa na media jeśli nie bezpośrednio, to pośrednio, choćby poprzez wpływ na wydawcę, jeśli nie ma bezpośredniego dostępu do medium. Dzieje się to różnymi metodami i nie rozstrzygamy teraz czy to zjawisko korzystne, czy nie. Intuicyjnie każdy odpowie, że nie, ale poczekajmy z opinią. Zauważmy tylko jeszcze jeden ważny element. Przy bardzo płytkim rynku reklamowym, niestety szczególnie na rynku mediów lokalnych, jednym z większych graczy staje się samorząd. Można się na to obrażać bądź nie, ale tak jest.

Debata o kształcie mediów w Polsce (nie tylko tych publicznych) trwa od trzydziestu lat. Jak zapewnić mediom wolność jednocześnie unikając pułapek naiwnego oddania ich w imię tej wolności, w ręce jakiś grup wpływu. Idąc od dołu, powiatowy tygodnik, którego jedynym źródłem utrzymania jest lokalny samorząd, ma bardzo duże szanse stać się tubą propagandową płatnika i grup wpływu z nim związanych. Skoro taki mechanizm może zafunkcjonować na poziomie powiatu, to łatwo sobie wyobrazić, że może z powodzeniem być wykorzystany na poziomie województwa, albo szerzej kraju. Dzieje się to w myśl schematu - skoro wam zapewniamy środki na utrzymanie, to wy zapewnijcie nam trwanie - polityczne czy biznesowe. Czy taki mechanizm funkcjonuje w naszym kraju? Ależ oczywiście. A w naszym mieście? Tego się można domyślać, uważny czytelnik, słuchacz i telewidz z pewnością rozpoznaje po treściach, kto na dane medium stara się mieć wpływ.

No właśnie, odbiorca. Czwarty element tej układanki obok medium, rynku i grup wpływu. Czy odbiorca ma realny wpływ na redakcję? Ma. W idealnym świecie to odbiorca kształtuje linię redakcyjną, utrzymując dane medium i wskazując mu kierunki rozwoju. To przecież od czytelników zależy, na ile media mogą być niezależne w swoim działaniu, bo to czytelnicy „głosują” swoimi pieniędzmi na najlepszych wydawców w regionie. Kupują gazety, czytają portale, słuchają stacji radiowych i oglądają kanały telewizyjne wskazując, co chcą czytać, kogo oglądać i jakich treści oczekują. Proste prawda? Wystarczy wziąć wyniki oglądalności i tadam, otwiera się przed nami perspektywa czytelnicza, wiemy już wszystko, tylko pod „target” przygotować treści i mamy sukces. Jednak nie jest to wcale takie łatwe. Dlaczego?

Większość z nas oprócz tego, że jesteśmy odbiorcami mediów, jest także twórcami. Dziś bardzo popularne jest przecież czynne funkcjonowanie w mediach społecznościowych. Zróbmy proste doświadczenie. Proszę wziąć telefon współmałżonka, rodzeństwa, przyjaciół i wejść na ich „ścianę” w popularnym serwisie społecznościowym. Niby mamy ten sam serwis, ale każdy ma inne treści. Każdy szuka czego innego, obserwuje innych użytkowników, za co innego nagradza „lajkiem”. Mało tego, rzesza ludzi świadomie korzysta z fejków, bo dzięki nim może „dokopać” np. innej opcji politycznej, z którą nie jest mu po drodze. Czy na podstawie takich danych można stworzyć rzetelne medium? Wątpię. Jednak media mają coś, czego nie zastąpi „społecznościówka”. Ma misję, niezależność i rzetelność. Oraz odpowiedzialność, co raczej nie przeszkadza rozwijać trzech pierwszych przymiotów.

Takiej misji i rzetelności, a przede wszystkim niezależności nie mają tzw. media samorządowe, które jak grzyby po deszczu zakładane są przez urzędy w całym kraju. Urząd Miasta Lublin też takie medium zapragnął mieć. Nazywa się ono „Lublin.eu” i wydawane jest za pieniądze podatników i udaje gazetę. Lubelskie media (w większości) zgodnie uznały, że wydawanie informatora w formie gazety szkodzi niezależnym mediom lokalnym, które są niezbędne do funkcjonowania demokracji. Organy władzy powinny poddawać się osądowi niezależnych dziennikarzy, a nie wydawać własne media. To nie ich rola. Dlatego wraz z innymi redaktorami naczelnymi lubelskich mediów (niestety nie wszystkimi) podpisałem się pod przygotowanym przez Fundację Wolności wnioskiem do Prezydenta Miasta Lublin, o zaprzestanie wydawania biuletynu „Lublin.eu”. Nie niszczmy mediów lokalnych w Polsce, szczególnie niosąc na sztandarze hasło o ich wolności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski