Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z soboty na niedzielę: Szykany po białorusku

Kazimierz Pawełek
Kazimierz Pawełek
Kazimierz Pawełek
W cieniu tragedii haitańskiej przemknął niemal niezauważony przez nasze media kolejny akt niekończących się prześladowań i represji białoruskiej administracji skierowanych przeciwko naszym rodakom zrzeszonym w Związku Polaków na Białorusi, którym kieruje od kilku lat Andżelika Borys. Tym razem obiektem ataku stał się Dom Polski w Iwieńcu, niewielkim miasteczku położonym na zachód od Mińska, które przed drugą wojną światową było w granicach II Rzeczypospolitej. Stąd też w miasteczku, jak też w okolicznych wioskach, sporo Polaków, którzy własną pracą i przy pomocy finansowej Senatu RP ten obiekt wyremontowali i urządzili.

Niespodziewanie białoruska administracja, nieprzyjazna polskiej organizacji, postanowiła odebrać naszym rodakom ich dom. Rzecz zrozumiała, Polacy z Iwieńca rozpoczęli protesty, a jadący im z pomocą rodacy mieszkający w Grodnie, zostali przez milicjantów zatrzymani w areszcie. Jest to stała metoda tamtejszej milicji, która pod byle pretekstem, lub nawet bez, wsadza do aresztu osoby udające się na miejsce spodziewanego protestu.

Do Domu Polskiego w Iwieńcu mam sentyment, jako że ponad pięć lat temu, jako senator RP, brałem udział w otwarciu polskiej szkoły, która powstała w jego murach. Sale szkolne i pracownie zostały starannie przygotowane, podobnie jak piękna sala gimnastyczna. Radość z uruchomienia szkoły była ogromna. Na otwarcie przybyła niemal cała społeczność polska nie tylko z tego miasteczka, ale także z najbliższych okolic. Po przecięciu wstęgi i okolicznościowych przemówieniach, wszyscy Polacy spotkali się na obiedzie, który urządzono w świeżo oddanej sali gimnastycznej. Nastrój był podniosły i serdeczny. Wszyscy cieszyli się z nowej szkoły i snuli plany na przyszłość. Głównym celem była nauka języka polskiego we własnej placówce. Nawet prof. Andrzej Stelmachowski, z którym siedziałem przy jednym stole, nie krył wzruszenia i łzy, która spłynęła mu po policzku. - Widzi pan, senatorze - powiedział do mnie - Polska znowu wróciła do Iwieńca. Nie zapomniała o swoich rodakach...

Prof. Stelmachowski, w tamtym czasie pełniący funkcję prezesa "Wspólnoty Polskiej", był człowiekiem poruszającym się z wielkim trudem. Nie bacząc jednak na stan zdrowia, przyjechał do odległego Iwieńca, aby się cieszyć wraz z rodakami nową szkołą, która miała się stać w tej okolicy prawdziwą oazą polskości. Do kraju wracaliśmy w znakomitym nastroju. Niestety, czar prysł, gdy stanęliśmy na granicy w Brześciu. Białoruś pokazała wtedy swoje wilcze zęby…

Kierowca profesorskiego samochodu, gdy przekraczał granicę, nie podstemplował deklaracji o wjeździe samochodem. I wynikł wielki problem. - Ten samochód nigdy z granic Białorusi nie wyjedzie - oświadczyli celnicy w Brześciu - bo nie ma dowodu, że wjechał. Pewnie został ukradziony, a wy zostaniecie razem z nim - zagrozili profesorowi Stelmachowskiemu. I nie pomogła nawet interwencja polskiego konsula z Brześcia. - Nie wyjedzie - powtarzali celnicy i wydawało się, że nic nie potrafi skruszyć ich urzędowego postanowienia. A jednak. Wybawcą okazał się kierowca naszego konsula, miejscowy Polak, znający doskonale obyczaje panujące na granicy. Powiedział dyskretnie, że sprawa jest do natychmiastowego załatwienia, ale… Ile to "ale" kosztowało, nie wiem. Nie ja płaciłem. Za pół godziny byliśmy po stronie polskiej.

Teraz szkoła w Iwieńcu nosi imię prof. Andrzeja Stelmachowskiego. I nie bez racji. Tylko, czy będzie to dalej polska szkoła...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski