Dla kogo ta zima?

Łykanie przez parę ładnych, bezśnieżnych miesięcy, sporej kasy za "utrzymywanie w gotowości" służb odpowiedzialnych za stan ulic i chodników jest dużo przyjemniejsze niż wyganianie pracowników na nocne zmiany przy odkuwaniu miasta. Dużo przyjemniej również płaci się sobie nawzajem później nagrody, "…bo tak stanowi prawo"!

Rozporządzenia określają również, o ile mi wiadomo, obowiązki Straży Miejskiej. Tutaj już zupełnie zgłupiałem. Broni się ona nieporadnie, kiedy oskarża się ją tylko o łowienie mandatów za złe parkowanie, a kompletnie nie zauważa genialnych okazji na nabicie kabzy, które dosłownie leżą na ulicy!

Przeszedłszy się niedawno ulicą Głowackiego, od Alej Racławickich do Popiełuszki naliczyłem osiem bezdyskusyjnych okazji do wlepienia mandatu za stan chodników przy posesjach! Pamiętać jeszcze należy, że patrzymy nie tylko pod nogi, ale i ku dachom. Odszkodowanie za zabicie przechodnia stukilogramową taflą zmrożonego śniegu pochłonie zdecydowanie więcej kasy niż zlikwidowanie zagrożenia w połowie dzielnicy.

Co ja tu oplatam? Może i racja. Kiedy przychodzi do odśnieżenia i posypania chodnika, skucia lodu z rynien i okapów, czy zsunięcia z dachu śniegu, po uprzednim zabezpieczeniu przejścia - "…Od tego jest miasto! Płacę podatki!". Kiedy miasto chce, dla wygody przechodniów, poszerzyć chodnik o pół metra, w kierunku posesji - "Wara, to moja własność!". Parę rzeczy przestaje dziwić, kiedy po starannym odśnieżeniu balkonu i wyniesieniu śniegu w wiaderku, zastajemy balkon zawalony śniegiem zepchniętym buciorami przez sąsiada z góry. Kali rządzi i rządzić będzie jeszcze bardzo długo. W końcu ci, którzy dopiero w pierwszym pokoleniu mają toaletę w domu, nie musieli jeszcze wszystkiego się nauczyć...