Osobiście jestem zwolenniczką drugiego modelu i to takiego trochę pisanego na wariackich papierach. Jak to wygląda? Obieramy z grubsza kierunek wycieczki, bierzemy samochód i ruszamy w trasę. Zatrzymujemy się, gdzie chcemy, bo coś nas zachwyciło, albo wcześniej czytaliśmy w przewodniku, że to obowiązkowy punkt programu bądź tylko warto zajrzeć, albo po prostu – jesteśmy zmęczeni podróżą, a akurat znaleźliśmy się w przepięknej okolicy i grzechem by było nie poleżeć na plaży i nie wykąpać się w ciepłym morzu. Wszystko fajnie, ale jak się nie ma długiego urlopu i co tu dużo gadać dość sporej gotówki, to ciężko taki model zrealizować w praktyce. Dlatego takie wakacje, przynajmniej w moim przypadku, nie zdarzają się co roku.
Dlaczego podoba mi ten drugi model? Bo nie dość, że ma się dużo swobody, to na dodatek można doświadczyć czegoś nowego (nowi ludzie, nowe miejsca, nowe zapachy, nowe kolory, etc). Czasami nawet tego, co się najlepszym przewodnikom – takim na żywo i książkowym – nie śniło. Drugi model to także sprawdzanie samego siebie w różnych, nie zawsze miłych, sytuacjach. Dzięki temu takie podróże mogą przybliżać nas do tej najważniejszej wyprawy. „Przed wszystkimi podróżami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoła świata, na biegun północny, południowy, na Księżyc, na Marsa, na Wenus, dokądkolwiek, przed wszystkimi tymi podróżami – jest jedna prawdziwa podróż i absolutna: w głąb siebie” – jak napisał Edward Stachura w „Fabula rasa”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?