Niecały tydzień temu, na jednej ze stacji benzynowych przy jednej z polskich dróg, natknąłem się na kwiat polskich stadionów. Z uroków plenerowej ubikacji (stacja bowiem to nie szalet i z samych pisuarów się nie składa) korzystali różnych gabarytów panowie w dresach, z których część chroniła twarz szalikami przed porywistym wiatrem. Ich intymności strzegł szczelny kordon policji. By nikt nie śmiał przeszkodzić szacownym panom w chwili najgłębszego skupienia, policjanci byli wyposażeni w długą broń. W takiej sytuacji lać można dosłownie na wszystko, również na przepisy. Gdy już cała kilkudziesięcioosobowa ekipa użyźniła pobliskim rolnikom pola i uzupełniła zapasy napojów energetycznych, ich autokary pomknęły dalej - w stronę kolejnych sportowych doznań.
Jak na złość po drodze był kilkukilometrowy korek. Ale okazało się, że był on na złość jedynie zwyczajnym użytkownikom szos. Kibol w korku nie stoi. Policja, która wcześniej broniła intymności fanów stadiono-wych demolek, a teraz ich pilotowała, włączyła koguty i jęła jechać pod prąd. I tak z jednej strony był korek, w którym stał cały przekrój polskiego społeczeństwa, począwszy od rodzin z dziećmi, a skończywszy na osobach starszych, a z drugiej autokary pełne agresji, które bez przeszkód mknęły w dal. Cóż za ironia losu. Stoją ci, co jechać by mogli, jadą zaś ci, co stać powinni. I po co jadą? By rozwalić kolejny stadion, czy może tylko nakopać fanom drużyny zza miedzy?
Mimo zaprezentowanej tu ironii, rozumiem policjantów i nawet im współczuję. Trudno mi jednak zrozumieć takie oto kuriozum, że chroniąc społeczeństwo przed złą jego tkanką, jednocześnie tę tkankę uprzywilejowujemy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?