Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewygaszona chęć dania świadectwa. Felieton Jacka Borkowicza

Jacek Borkowicz
archiwum
Wszyscy wiedzą jak wygląda Mychajło Dianow, choć zapewne mało kto w Polsce zna go z nazwiska. Starszy sierżant 36 Brygady Piechoty Morskiej przeszedł wszystkie kręgi mariupolskiego piekła. Co do wyglądu, lepiej byłoby powiedzieć: „wyglądał”.

Jak na zdję-ciu z „Azowstalu”, na którym obandażowany, brudny i kudłaty, pokazuje fotografowi dwa palce rozłożone w znaku zwycięstwa. Albo na tym drugim, zrobionym cztery miesiące później, w momencie uwolnienia z rosyjskiego obozu, które przypomina najbardziej drastyczne portrety tych, co przeżyli Auschwitz albo Bergen-Belsen. Dzisiaj „Miszania” - bo tak zwą go frontowi koledzy - wygląda, na szczęście, już zupełnie inaczej. Odkarmiony i dobrze leczony, powoli wraca do zdrowia.

Dianow opowiedział o tym, co przeżył, w dwugodzinnym wywiadzie, którego obszerne fragmenty, w polskim tłumaczeniu, znaleźć można na portalu „YouTube”. Dla słuchających jego relacji może to być rzadka okazja dotknięcia prawdy o wojnie. Nie tylko tej obecnej, ale wojnie jako takiej. Olbrzymia większość kombatanckich relacji, jakie składają się na naszą potoczną wiedzę o tym zjawisku, pochodzi od świadków drugiej linii. Pierwszoliniowi bohaterowie z reguły giną w boju i po zawarciu rozejmu najczęściej nie ma komu opowiedzieć o tym, co najciekawsze. I jeśli nawet udaje im się przeżyć, przeważnie tracą ochotę do dzielenia się istotą swoich wspomnień z cywilami. A przynajmniej z większością spośród nich. Bo jak wytłumaczyć, co jest w życiu najważniejsze, komuś, kto o to dobro osobiście nie walczył - a zatem nie zna jego ceny?

Do tego dochodzi jeszcze gorzka świadomość, że skoro „najlepsi spośród nas” owej próby nie przeżywają, skazani jesteśmy na opowieści tych „nienajlepszych”. Potwierdza to także, na przykładzie własnej osoby, Viktor Frankl. A przecież ten psycholog, który przeżył Auschwitz, uznawany jest dziś za niekwestionowany autorytet w kwestii prawdy o człowieku postawionym w skrajnej sytuacji.

Dianow przeżył takie skrajności, zarówno w bunkrach „Azowstalu”, jak i w obozie w Jelenowce - a mimo to chce nam o tym opowiedzieć. A jego opowieść, jak posąg Fidiasza z niepotrzebnych kawałków marmuru, ogołocona jest z wszelkich słów, których wartość nie przeżywa momentu próby. Bohaterstwo? Jakie tam bohaterstwo! Znaleźliśmy się w kotle, który z dnia na dzień się kurczył. Nie mieliśmy świadomości, że naprzeciwko nas stoi 40 brygad. Dopiero po uwolnieniu uświadomiono nam, że wzięliśmy na siebie dużą część sił przeciwnika, odciążając resztę frontu. Dianow nie lubi słowa „bohater”, jeśli już, woli „wojownika” albo „obrońcę”.

Głód? W Jelenowce, owszem, karmili. Tyle że na zjedzenie dawali 30 sekund. W takim czasie nie da się przełknąć ani wrzątku, ani wysuszonego na twardo chleba. Potem odganiali od kotła przez szpaler klawiszy, trzymających na smyczy owczarki alzackie. Jeśli chcesz kogoś złamać - mówi Dianow - rób tak z nim przez kilka tygodni. A najlepiej zjedz coś smacznego w jego obecności.

„Miszania” jest człowiekiem niezwykłym. Dzielnie walczył - to raz. Mimo ciężkich ran na froncie i bicia w obozie nie dał się zabić ani zamęczyć - to dwa. Ale dla nas chyba najbardziej ważna okazała się jego trzecia zaleta: niewygaszona ochota do opowieści.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski