Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Hartman: Nie każdy anonimowy donos jest niegodziwością

Joanna Leszczyńska
Jan Hartman
Jan Hartman Wojciech Matusik
Nie jest tak, że ilekroć wiemy o złamaniu prawa przez inną osobę, mamy prawo moralne poinformować o tym stosowne władze, a to dlatego, że to nie są nasze sprawy. Jeżeli ktoś się wtrąca w cudze sprawy, to zwykle dlatego, że chce ingerować w cudze życie, a nie dlatego, że chce naprawiać świat - mówi etyk, prof. Jan Hartman, w rozmowie z Joanną Leszczyńską.

Urzędy toną w donosach. Stajemy się społeczeństwem obywatelskim?
Raczej nie. Przypuszczam, że ogromna większość doniesień, jakie otrzymują instytucje typu fiskus czy policja, to są złośliwe pomówienia. Ludzie na przykład mszczą się na sąsiadach, którzy są od nich zamożniejsi. Postępują złośliwie z chęci szkodzenia. To nie zależy od ustroju i od postaw obywatelskich. To jest nadużywanie formuły obywatelskiej, podszywanie się pod cnotę obywatelską po to, by zaspokoić swoją namiętność do szkodzenia innym ludziom. Nie ma co wyobrażać sobie, że im bardziej liberalne, obywatelskie, dojrzałe społeczeństwo, im bardziej rośnie jego kultura prawna, to tym więcej donosów. Nie, donosy mają przyczyny psychologiczne, a obywatelska cnota to tylko kostium, forma usprawiedliwienia.

Ale jeżeli ktoś napisze o tym, że sąsiad bije dziecko czy wsiada pijany do samochodu?
Trzeba rozróżniać kategorie donosów. Nie każde anonimowe doniesienie jest niegodziwością. Chroniąc samego siebie, można prawdziwie z pobudek szlachetnych, obywatelskich, poinformować o przestępstwie. Na przykład jeżeli mój sąsiad będzie katował dziecko i ja się będę go bał, mogę napisać list do policji i go nie podpisać. To nie będzie nieetyczne przez to, że się nie podpiszę. Nie każde poinformowanie o czyjejś nielegalnej działalności jest złośliwym pomówieniem. Czasem może być motywowane względami etycznymi. Jeśli jest to doniesienie dotyczące działalności publicznej bądź funkcjonariusza instytucji publicznej, to może być wręcz działanie obywatelskie.

Gdyby był Pan klientem sklepu, w którym nie dostawałby Pan systematycznie paragonu, zawiadomiłby Pan urząd skarbowy?
Nie, dlatego że uznałbym to za wtrącanie się w cudze sprawy. Po prostu nie kupowałbym w tym sklepie.

Ale przecież właściciel sklepu oszukuje państwo, nie płacąc należnych podatków!
Mimo wszystko bym tego nie zrobił. Nie byłbym pewien czystości swoich motywów. Na przykład tego, czy nie działam ze złośliwości albo z takiego zarozumiałego puszenia się, zgrywania się na wielkiego obywatela. Generalnie donosy do fiskusa wydają mi się wysoce podejrzane. Po pierwsze, rzadko zdarza się,że ktoś ma stosowną wiedzę, a po drugie zwykle stoi za tym zawiść. Co innego informowanie o pijanym kierowcy czy biciu dziecka. To wydaje mi się naturalnym odruchem. Chociaż jeśli chodzi o bicie dziecka, próbowałbym raczej porozmawiać z sąsiadem.

Prof. Roch Sulima, antropolog kultury, twierdzi, że z czasów komunizmu została nam świadomość mocy donosu, gdyż wszechmocna PZPR działała w tej dziedzinie skutecznie. Dlatego do dziś tak chętnie wielu z nas sięga po to narzędzie. Zgadza się Pan z tym?
Jak się żyje w opresyjnym systemie, to skłonność do donosów jest o tyle większa, że ludzie są nauczeni, że państwo służy do tego, by stosować represje, a poza tym, że lepiej z władzą za blisko się nie zadawać, lepiej napisać anonimowy list. Doświadczenie życia w państwie autorytarnym sprzyja częstości donosów. Jednocześnie jest bardzo silna intuicja społeczna, że donoszenie władzy jest czymś bardzo złym. Ona jest szczególnie silna w krajach, które długo były zniewolone. Ale nawet w kraju nieznającym walki o niepodległość istnieje wstręt do donosicielstwa, który obejmuje również przypadki pisania prawdy w takim donosie. Bo to nie jest tak, że ilekroć wiemy o złamaniu prawa przez inną osobę, mamy prawo moralne poinformować o tym stosowne władze, a to dlatego, że to nie są nasze sprawy. Jeżeli ktoś się wtrąca w cudze sprawy, to zwykle dlatego, że chce ingerować w cudze życie, a nie dlatego, że chce naprawiać świat. Więc te motywacje zwykle nie są czyste. Bywa też, że nasze motywacje są mieszane, czyli chcemy podjąć interwencję dla dobra wspólnego, a jednocześnie mamy trochę złośliwej satysfakcji, że komuś dokuczymy. Trzeba się z tym pogodzić, że czasem ludzie postępują źle i dobrze w jednym.

W społeczeństwach zachodnich, zwłaszcza w Skandynawii, sporo jest donosów obywatelskich, które są podpisane...
Ale to są skargi. One są czym innym niż donosem. Chociaż skarga też może być przejawem wścibstwa i wtrącania się w cudze sprawy. Ale granica między skargą a donosem jest dość wyraźna. Skarży się ten, kto czuje się zagrożony czy dotknięty. Musi ona być solidnie umotywowana i podpisana. Raz w życiu napisałem skargę, skarżąc się do Centralnej Komisji Stopni Naukowych na sposób przeprowadzenia przewodu doktorskiego i obrony doktoratu Rydzyka.

Reakcja na tę skargę zniechęciła Pana?
Nie, istotnej reakcji się nie spodziewałem i takiej zresztą nie było. Poza tym, że sprawa wyciekła do mediów nie z mojej przyczyny...

Rozmawiała Joanna Leszczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Prof. Hartman: Nie każdy anonimowy donos jest niegodziwością - Dziennik Łódzki

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski