Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byliśmy w stanie

Maciej Wijatkowski
Każda kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego przywołuje wspomnienia o tych, którzy stanęli po słusznej stronie i o tych, którzy bronili koryta, chronionego przez sowieckie bagnety. Zapiekła nienawiść niszczy również nienawidzących, nie ma więc sensu, skoro w latach minionych uznano, że rozliczać wszystkich winnych nie wypada. Czasami tylko zastanawiam się nad dalszymi losami tych byczków, którzy radośnie walili pałami po plecach m.in. kobiety w ciąży (sam widziałem). Ciekawe, czy bawią się z wnukami, czy nadal skrycie, gdzieś w komórce, okładają drągiem kukłę sąsiada, gardząc bananami, bo imperialistyczne? Dość o nich, bo nie ma o kim.

Mnie stan wojenny zaskoczył w pracy członka „Loży 44”, którą właśnie dumnie rozpoczynałem. Nagrywaliśmy mój pierwszy program telewizyjny - „Medyczne Spotkanie z Balladą”, w ośrodku TVP Kraków, na Krzemionkach, a nocowaliśmy w hotelu „Cracovia”. Rankiem obudził mnie gwałtowny łomot do drzwi pokoju. Spojrzałem na zegarek, byłem już spóźniony na śniadanie. W drzwiach stał szef i kolega z zespołu, którzy oznajmili: „Wojna!”. „Spokojnie, panowie...” - próbowałem się bronić - „...zaraz schodzę, nie muszę śniadać.” „Wojna!” - powtórzyli, posadzili mnie na łóżku i wyjaśnili o co chodzi. Nie do końca, jak wszyscy tego dnia, wiedzieliśmy co się dzieje, ale wiadomo było, że przyszedł czas ciężki, i że trzeba się w nim znaleźć. Po zbiórce w pokoju szefa, ustaliliśmy, że trzeba zadzwonić „na miasto” i dowiedzieć się czegoś o sytuacji ogólnej. Leszek miał przyjaciół w akademikach AGH, postanowiliśmy zadzwonić i zapytać. Leszek wykręcił numer, poprosił kolegę z pokoju.., i zbladł. Odłożył słuchawkę. „Po rusku mówią...” - wyjąkał. Wszyscy spojrzeli na mnie. „Maciek, ty - anglista. Dzwoń.” No to dzwonię. Szybko ktoś odebrał, a ja mówię uprzejmie, że chciałbym rozmawiać z... „Nie panimaju!” - usłyszałem, po czym trzasnęła odkładana słuchawka. Żarty się skończyły. „Panie i panowie...” - zadecydował szef - „...spadamy do domów.” Nie wiedzieliśmy, czy się da, ale błyskawicznie spakowaliśmy rzeczy i po sprawdzeniu listy obecności, ruszyliśmy do głównego hallu hotelu.

Na szczęście, w recepcji był pan Tadzio. „Panie Tadziu, Ruscy w Krakowie?” - zapytaliśmy z drżeniem gotowych do walki serc. „Gdzie, co?” - pan Tadzio wydawał się nie orientować w temacie. Kiedy wprowadziliśmy go w szczegóły, odparł: „Wszystkie telefony wyłączone! Działają tylko wewnętrzne. To porządny hotel, Ruscy tu też mieszkają! Pierwsze trzy cyfry łączą was z pokojem!” Odetchnęliśmy i uspokojeni ruszyliśmy piechotą na dworzec. Żaden z nas nie miał wątpliwości, że tę wojnę wygramy. Czas pokazał, że choć dla nas zaczęła się anegdotycznie, nie była tematem żartobliwym. Na pewno - nie skazanym na pobłażanie i zapomnienie.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski