Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dechrystianizacja to nie utrata wiary lecz rozsądku. Felieton redaktora naczelnego Kuriera Lubelskiego

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Fot. Małgorzata Genca
217 nowych księży diecezjalnych wyświęcono w tym roku w Polsce. O 47 mniej niż w ubiegłym roku. W Lublinie w minioną sobotę świecenia kapłańskie przyjęło 4 diakonów. Mało? Jeśli porównać z diecezją tarnowską, gdzie wyświęcono 17 księży, to mało. Ale gdy spojrzeć np. na warmińską, gdzie nie było w tym roku żadnego kandydata do święceń, to mamy 400 proc. więcej. Statystyka. Jednak tu chodzi o coś więcej niż ona. Problemem jest postępująca dechrystianizacja.

Dechrystianizacja, w odróżnieniu od laicyzacji, która jest procesem słabnięcia wpływu religii na różne dziedziny życia społecznego, dotyka sfery wiary. Jest ruchem mającym na celu oderwanie wierzących od wiary i praktyk religijnych. I jest w tym o wiele skuteczniejsza. Socjologowie badając proces laicyzacji społeczeństw Zachodu dostrzegli, że w Polsce, gdzie społeczeństwo poddane mu było przez władze komunistyczne (poprzez redukcję elementarnych norm, wartości, symboli i praktyk z życia społecznego) ten proces się nie powiódł. W warunkach wymuszonej laicyzacji urzędowej, gdy następowała sekularyzacja (zeświecczenie) szkolnictwa, administracji, urzędów publicznych, środków masowego przekazu itp. w Polsce nie zdołano ograniczyć religijności. Mało tego, w warunkach totalitaryzmu wykształcały się nowe formy religijności, alternatywne do tych, które można było łatwo kontrolować. W ten sposób pojawiały się ruchy charyzmatyczne, organizacje katolickie (choć nie tylko katolickie), związane z Kościołem ośrodki oporu wobec władzy. Próba urzędowej laicyzacji spotkała się z gwałtowną reakcją, udowadniając hipotezę dechrystianizacji francuskiego socjologa Gabriela Le Brasa, że religijność traci żywotność głównie tam, gdzie jest słabo kulturowo i społecznie ugruntowana.

Zatem skutki dechrystianizacji, która jest zjawiskiem głębszym od laicyzacji (skoro dotyczy sfery wiary a nie demonstrowania jej symboli w przestrzeni publicznej) będą znacznie bardziej destrukcyjne dla życia społecznego i dla samego Kościoła. Dechrystianizacji sprzyja, paradoksalnie, nie totalitaryzm, lecz liberalizm. Społeczeństwa postmodernistyczne, liberalne, pluralistyczne, w których nacisk kładzie się na wolność osobistą, często wręcz graniczącą ze samowolą, są bardziej podatne na zjawisko dechrystianizacji. Skoro wychowanie odbywa się w nich w kulcie całkowitego braku norm, gdzie nie ma celu działania, bo droga (jakiej byśmy nie wybrali) jest celem sama w sobie, to trudno się wówczas dziwić, że ktoś z własnej (słabej, bo nie kształtowanej) woli wybierze katolicką doktrynę z jej radykalizmem. Oczywiście radykalizm jest nadal w modzie, życie duchowe także. Jednak w modzie jest również pluralizm i synkretyzm, zatem w swojej wolności każdy może sobie dostosować wybrane elementy różnych religii do swojego aktualnego momentu życia. Potrzebuję zajrzeć w głąb siebie? Proszę bardzo, centra przebudzeń religijnych stoją otworem. Można tam pomedytować, odnaleźć „światło”, usłyszeć „głos”, złączyć się duchowo z każdym możliwym bóstwem, które sobie tylko wybierzemy, podróżując duchowo przez Nepal, Indie, Chiny, Jamajkę, Kubę czy czego dusza zapragnie. Oczywiście wyzwolona dusza nie zapragnie w nich Chrystusa, bo On nie ma nic wspólnego z modą, pluralizmem, liberalizmem i wolną wolą. Teoretycznie.

„Problem dechrystianizacji - według mnie - nie polega na utracie wiary, lecz na utracie rozsądku. Trzeba zacząć myśleć bez uprzedzeń, co już jest wielkim krokiem prowadzącym do nowego odkrycia Chrystusa i planu Ojca” - pisał włoski dziennikarz i publicysta katolicki Vittorio Messori (ten sam, który przeprowadził wywiad rzekę z Janem Pawłem II „Przekroczyć próg nadziei” i drugi, z kardynałem Józefem Ratzingerem „Raport o stanie wiary”). Utrata rozsądku, tu należy szukać źródeł dzisiejszej dechrystianizacji Europejczyków (bo w innych rejonach świata sytuacja wygląda zgoła inaczej). Ten brak rozsądku w sposób wyjątkowy objawił się tydzień temu, gdy na nowych kapłanów wylała się fala hejtu.

Gdy tydzień temu w kilku polskich diecezjach odbywały się świecenia kapłańskie, pod artykułami na ten temat rozpętała się dyskusja. A może nie dyskusja, lecz festiwal hejtu i niewyszukanych inwektyw. Hejterom odpowiedział jeden z neoprezbiterów, który chcąc zachować anonimowość przekazał swój list szefowej publicystyki Radia Plus, a ona opublikowała go na swoim profilu w mediach społecznościowych. To bardzo ważny głos, głos rozsądku, dlatego pozwolę sobie zacytować kilka znaczących fragmentów.

„Jestem księdzem. Nic Ci nie zrobiłem.

Jestem księdzem od kilku godzin. Tyle lat czekałem na ten moment, kiedy będę mógł założyć ornat i odprawić pierwszą Mszę św. To tak jak dla Ciebie ślub. Przypomnij sobie ten moment - wyobrażałeś go sobie setki razy: jak będziecie wyglądać, jak będziesz mówił swojej żonie „i nie opuszczę Cię aż do śmierci”, jak planowałeś wesele. Albo to wszystko jeszcze przed Tobą. Mówisz „najpiękniejszy dzień w życiu”.

Ale w moim „najpiękniejszym dniu” napisałeś pod zdjęciem z moich święceń „kolejne pokolenie pedofili i nierobów”. Nazwałeś mnie pedofilem, chociaż brzydzę się tą zbrodnią tak samo jak Ty. Twierdzisz, że zostałem księdzem, aby dostatnio żyć i nic nie robić, chociaż nawet nie wiesz, jak mam na imię.

Wieczorem, po dniu pełnym radości, że w końcu zostałem księdzem spojrzałem w telefon, żeby odpowiedzieć na życzenia i gratulacje. Przejrzałem też Facebooka. I trafiłem na Twój wpis. Trafił we mnie piorun. Co ja Ci zrobiłem?

Wiem. Powiesz, że wstąpiłem do mafii, w której tuszowało się pedofilię, więc należało mi się. Ale ja nie mam z tymi zbrodniami nic wspólnego. Dopiero co zostałem księdzem, bo chcę żyć dla ludzi i Boga”. (…)

„Czytam też inne komentarze. Ktoś napisał „Pedały”. Jeszcze ktoś inny pyta „Czy zostali wysterylizowani, zanim pójdą do ludzi?”. Nie jesteś sam w tym hejcie. Są inni. To ja jestem w tym wszystkim sam. (…)

Zaatakowałeś mnie, chociaż nic Ci nie zrobiłem, a moją jedyną winą jest to, że jestem od kilku godzin księdzem. Wybrałem niełatwą drogę kapłaństwa. Postaram się na niej żyć uczciwie, chociaż pewnie czasem upadnę, bo jestem tylko człowiekiem. Ale miałem odwagę zostać księdzem w czasach, w których mówisz „ksiądz”, a myślisz „pedofil”. Miałem odwagę. Ty byś ją miał? (…)

Nie jesteś złym człowiekiem. Tak jak ja nie jestem pedofilem i złodziejem. Jesteś hejterem. A w zasadzie byłeś nim przez chwilę. Bo miałeś gorszy moment. Bo widok księdza przywołał jakieś zranienia. Albo po prostu nie chodzisz do kościoła, może żyjesz w grzechu i mój widok, jest dla Ciebie tym samym, czym dla przestępcy widok policjanta. On krzyknie „Je.ać policję”, a Ty napisałeś „Ksiądz pedofil”. Jest Ci lżej?..”

Proces dechrystianizacji będzie postępował, jest skutkiem adaptacji współczesnego chrześcijaństwa do warunków nowoczesnej kultury. Zdaniem socjologów to zjawisko trwałe. Być może. Nie oznacza to jednak, że chrześcijanie, a szczególnie duchowieństwo, wyjęci są poza nawias społeczny i w związku z tym mogą być traktowani jako ludzie drugiej kategorii. Szczególnie, gdy traktowani są w ten sposób w warunkach braku społecznego przyzwolenia na wszelką dyskryminację. Skoro już żyjemy w epoce wszechobecnego głoszenia tolerancji, to może zacznijmy ją wdrażać wokół siebie? Wiem, chrześcijanie to wciąż większość, a hasła tolerancji dotyczą mniejszości, jednak tak rozumiana wyrozumiałość dla odmienności przypomina hasło rewolucji francuskiej - wolność, miłość, braterstwo…albo śmierć. Nie idźmy tą drogą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski