Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamiętajmy o wiernym obrońcy Lublina

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Fot. Lukasz Kaczanowski/Polska Press

Wojna do Lublina dotarła szybko. Wydaje się, że miasto w centralnej wówczas Polsce, powinno być wolne od działań wojennych dużo dłużej niż miejsca, które do dziś kojarzą nam się z wybuchem wojny – Westerplatte i Wieluń. Jednak już 1 września nad Lublinem pojawił się pierwszy niemiecki samolot zwiadowczy, który zwiastował bombardowania. I faktycznie, już na drugi dzień rano Lublin znalazł się w zasięgu bomb Luftwaffe. Pierwsze bombardowanie dotknęło ulic zlokalizowanych w obrębie Lubelskiej Wytwórni Samolotów, która była głównym celem nalotów. Ucierpiała robotnicza dzielnica Dziesiąta – ulice Topolowa, Kwiatowa i Szańcowa oraz centrum miasta – ulice Lipowa, Narutowicza, Głęboka, Rusałki, Piłsudskiego, a dalej Łęczyńska, Fabryczna i Lotnicza. Zbombardowano również sportowe lotnisko w Świdniku. W sumie tego dnia od bomb i podczas ostrzeliwania ulic z broni maszynowej w którą wyposażone były samoloty, zginęło ok. 200 osób. Wstrząsające relacje świadków tego bombardowania można przeczytać w reportażu Michała Dybaczewskiego pt. „Dnia drugiego września roku pamiętnego”, który publikowaliśmy w ubiegłotygodniowym magazynie Kuriera Lubelskiego, ale który jest dostępny na naszym portalu. Polecam, bo to wstrząsająca lektura, pozwalająca odczuć grozę wojny. Przytoczę tylko jeden cytat, bo ma on znaczenie dla wymowy mojego felietonu.

Jedną z bohaterek reportażu red. Dybaczewskiego jest pani Alina Struk, która 2 września straciła cztery siostry.

„Mieszkaliśmy w okolicach lotniska, a jak Niemcy zaczęli je bombardować to wszyscy, dzieci i dorośli, uciekali w pole. Lotnicy ich dostrzegli, nawrócili i zaczęli seriami z karabinów strzelać do cywilów – mówi Alina Struk. Uciął tą serią główkę mojej 2-letniej siostrze, dzieci były przestrzelone na pół – dodaje roniąc łzy”. W dalszej części reportażu pani Alina przypomina, że był czas, gdy Lublin pamiętał o ofiarach bombardowania 2 września, które dziś, jej zdaniem, są zapomniane: „Po wojnie, zawsze drugiego września o ósmej rano, wyły syreny zakładów pracy w całym Lublinie: Fabryka Wag, FSC i inne. Matka, sąsiadki i wszystkie kobiety, które potraciły tamtego dnia dzieci, wychodziły na ulicę i płakały. (…) Nie wiem czemu bombardowanie z 2 września jest przez naszych włodarzy zapomniane, a upamiętnia się tylko to z 9 września. Przecież wtedy też zginęli ludzie, dużo dzieci – zastanawia się wyraźnie rozgoryczona Alina Struk”.

Faktycznie, dzisiaj główne obchody związane z rocznicą bombardowania Lublina mają miejsce 9 września. Zgodnie ze stosowaną przy tej okazji nomenklaturą, wspomina się tego dnia „najbardziej niszczycielskie bombardowanie Lublina”. Wspomina się również Józefa Czechowicza, który zginął na skutek wybuchu bomb. Przywołuje się postać bohaterskiego woźnego z lubelskiego Ratusza – Jana Gilasa, który własnoręcznie wyniósł z budynku niewybuch, po czym wyzionął ducha trzymając w objęciach rzeczowy dowód niemieckiego bestialstwa. Moment śmierci Gilasa uwiecznił lubelski fotograf Ludwik Hartwig, a ulica bohaterskiego woźnego przebiega pod oknami naszej redakcji. To dlatego zapewne wspomina się bombardowanie z 9 września, bo można snuć wokół niego narracje. A to one wypełniają wyobraźnię kolejnych pokoleń. Może przywrócenie pamięci o ofiarach tydzień wcześniejszego bombardowania, przypomnienie ich imion i szczegółów śmierci spowoduje, że w przyszłym roku władze miasta zechcą zorganizować podwójne obchody? Może ta 2-latka z odciętą głową nie była tak sławnym poetą jak Czechowicz, bo..nie zdążyła? Kto wie, w obliczu śmierci nie mam odwagi wartościować życia, a wspomnienie i pamięć należy się wszystkim ofiarom niemieckiej agresji.

Zatem dorzucę do koszyczka bohaterów września jeszcze jedno nazwisko, któremu w mojej opinii należy się szczególna pamięć, a nawet pomnik. W poniższej relacji opieram się na ustaleniach Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie, które przedstawił dr hab. Jacek Romanek, naczelnik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN w Lublinie.

W naszej opowieści o wrześniowym Lublinie przeskakujemy zatem o kolejny tydzień. Jest 15 września 1939 roku. Tego dnia zapadła decyzja o obronie Lublina, który w planach strategicznych nigdy nie był ujmowany jako miejsce do prowadzenia długotrwałej obrony. Władze miasta (warto pamiętać, ze prezydent Lublina podjął decyzję o ewakuacji władz miasta i grupy wyższych urzędników wraz z rodzinami już 9 września. Wszyscy udali się w kierunku Zaleszczyk. Za nimi miasto opuściła Policja Państwowa i zawodowa straż pożarna) zmobilizowały do obrony dwa bataliony – głównie złożone z młodzieży i harcerzy. Wzmocnieniem byli żołnierze z rozbitych jednostek z pierwszych dni września, którzy dotarli do Lublina w drodze na Wschód.

16 i 17 września doszło w Lublinie do największych walk. Obrona była bardzo mocno improwizowana, raczej nikt nie spodziewał się sukcesu. I właśnie w tych dniach szczególnie wyróżniła się jedna osoba. Był to młody, 16-letni uczeń o nazwisku Pakulski. Jego imię jest dziś niestety zapomniane, może ktoś z czytelników ma na jego temat więcej informacji? Chętnie zgłębimy jego historię i przynajmniej przypomnimy imię, bo postać tego młodego obrońcy miasta jest warta godnego upamiętnienia.

Pakulski zgłosił się, podobnie jak jego koledzy, do obrony miasta jako ochotnik. Jednak obrona nie trwała długo. Lublin poddał się już 18 września 1939 roku. Niestety ta informacja nie dotarła do Pakulskiego, który na chwilę opuścił swoją pozycję i udał się do domu. Pakulski pełnił służbę patrolując ulice w obrębie placu Bychawskiego i pilnując wiaduktu nad ulicą Bychawską (dziś ul. Kunickiego). Gdy wrócił na posterunek, okazało się, że nikogo tam już nie zastał. W tym samym momencie dostrzegł, że do wiaduktu od strony Bychawy zmierzają Niemcy. Pakulski mając do dyspozycji jedynie karabin i dwa naboje, postanowił bronić do końca wyznaczonej mu placówki. Takie miał rozkazy i nie słyszał ich formalnego odwołania.

Dramat rozegrał się szybko. Chłopak miał świadomość, że w magazynku ma tylko dwa naboje. I z robił z nich dobry użytek. Wyczekał, aż kolumna zbliży się do wiaduktu i jednym strzałem zabił pierwszego Niemca, co spowodowało zatrzymanie całego konwoju. Niemcy podjęli walkę, sądząc, że przed nimi znajduje się dobrze obsadzony posterunek. Pakulskiemu został jeden nabój, którym powalił na ziemię kolejnego żołnierza. Wtedy skończyła mu się amunicja, a bez niej opór był już bezcelowy. Poddał się. Niemcy, gdy dotarło do nich, że tak skuteczny opór stawił im jeden 16-latek, wpadli we wściekłość i dotkliwie go pobili. Ostatnim aktem dramatu była egzekucja na młodym obrońcy, której dokonano przy wiadukcie od strony placu Bychawskiego.

Czy czyny 16-letniego Pakulskiego nie zasługują na uznanie? Na ulicę, plac, pomnik, pamięć..?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski