Rzecz jednak w tym, że chociaż ten wieczny jest nazywany lepszym światem, to niemal wszyscy wolą jak najdłużej męczyć się na tym gorszym. W tej sytuacji pacjent może tylko cicho poprzeklinać, ale koniecznie cicho i najlepiej w domowym zaciszu, bo za brzydkie słowa wypowiadane publicznie może nawet posiedzieć. Głośno może tylko płakać, bowiem tym nikt się nie przejmuje, a wie o tym najlepiej niejaki Mariusz Błaszczak, zatrudniony jako echo Jarosława Wielkiego, który każdego dnia swoim płaczliwym głosikiem odmawia partyjne gorzkie żale i nikt się tym nie przejmuje.
Piekiełko, jakie nam stworzono na powitanie nowego roku, wywołała ustawa zwana popularnie refundacyjną, której celem (zamaskowanym nieudacznie i w amatorski sposób) było wyciśnięcie z pacjentów dodatkowego grosza do dziurawego budżetu, co - jak głoszono (podobnie, jak za komuny) - zrobiono... dla naszego dobra.
Ustawę zredagowano jednak tak fatalnie, że naruszono dobro nie tylko lekarzy, ale i aptekarzy, którzy pospołu ruszyli, aby protestować, zamykając swoje placówki o godzinie trzynastej i przez godzinę siedzieć bezczynnie. Nie wszyscy jednak przyłączyli się do swoistego strajku, co powoduje, że pacjent z receptą musi biegać od apteki do apteki szukając niestrajkującej. Bieganie, jak wiadomo, dobrze wpływa na stan zdrowia i dobre samopoczucie biegającego. I niech ktoś powie, że ten strajk nie jest dla dobra pacjenta…
Grono lekarskie protestowało już od pierwszego stycznia nowego roku, przybijając na receptach stosowne pieczątki, co powodowało spore trudności z otrzymaniem leków. Ten swoisty protest spowodował niesamowite zamieszanie, pod wpływem którego zaczęto dziurawą ustawę naprawiać, niestety, zbyt ślamazarnie. W efekcie lekarze z jednej korporacji postanowili w miniony poniedziałek przerwać zabawę pieczątkami, ale inni - niekoniecznie.
Ponieważ zawirowania trwają i nie wiadomo, kiedy się skończą, bo ustawa jest ciągle przeżuwana, na usta aż ciśnie się okrzyk: autor, autor! Niestety, odpowiada tylko cisza, bowiem nikt odpowiadać nie chce: ani dawny, ani też obecny minister zdrowia. Aktualny szef resortu zdrowia (a może raczej niezdrowia), Bartosz Arłukowicz do autorstwa ustawy przyznać się nie może, bo zostałby posądzony o naruszenie niezbywalnych praw autorskich swojej poprzedniczki Ewy Kopacz. Ta jednak także do autorstwa sławnej ustawy się nie przyznaje. Zapewne przez wrodzoną skromność…
Jak wiadomo, wszystko ma swój początek i swój koniec, to i ogień medycznego piekiełka musi kiedyś wygasnąć, a końcowy rezultat będzie zapewne taki, że lekarze osiągną swoje, aptekarze swoje, rząd weźmie swoje, a za wszystko zapłacą pacjenci…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?