Pośladki bolały tylko trochę, zresztą można się było przyzwyczaić - mówi półżartem Tomek Stasiak, student pedagogiki na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. - Byliśmy dobrze przygotowani - dorzuca Sebastian Michailidis, jego towarzysz w czasie rowerowej wyprawy, także student pedagogiki. Sami już dokładnie nie pamiętają, kto pierwszy wpadł na pomysł wyprawy. Kiedy spotkałam ich pierwszy raz, mówili, że to był Tomek. - Siedzieliśmy w samorządzie studentów i zastanawialiśmy się, jak możemy pomóc Kubie. Pomyśleliśmy, żeby zakręcić korbą kilka razy i dojechać do Wiednia, zrobić tam zdjęcia kliniki, a potem je sprzedać - wspomina chłopak.
Kuba, o którym wspomniał, to 23-letni student UMCS i Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Od dziecka choruje na mukowiscydozę. Sprawa jest teraz prosta: żeby przeżyć, potrzebuje przeszczepu płuc. Zabieg może być przeprowadzony w klinice w Wiedniu. Kosztuje około 500 tys. zł. Takich pieniędzy ani chłopak, ani jego rodzina nie mają. Jeszcze kilka miesięcy temu mało kto wiedział o chorobie studenta i jego problemach. - Kuba nie chciał o tym mówić - wspomina Iwona Duklewska, jego dziewczyna. - Był bardzo sceptycznie nastawiony do pomysłu, by prosić innych o pomoc - dodaje. W końcu jednak zaczął się otwierać. Znajomi przeżyli szok. Nic nie wiedzieli o chorobie. Zaraz potem przyszła jednak decyzja: trzeba działać. Koncerty, spektakle, aukcje, pokazy, zbiórki, imprezy. Lawina pomocy ruszyła z ogromną siłą. Jej częścią stali się też Tomek i Sebastian.
- Mamy w głowach tak porobione, że 24 godziny na dobę pojawiają się w nich dziwne pomysły. Tak było i z tym wyjazdem - tłumaczy Sebastian. W trasie towarzyszyli im znajomi. Jedni wieźli w samochodzie prowiant i sprzęt. Drudzy zatrzymywali się w większych miastach, rozkładali namiot UMCS i zachęcali mieszkańców do wpłacania pieniędzy na konto Kuby.
- Determinacja była ogromna - mówi Tomek. - Wiedzieliśmy, że robimy to dla kogoś, że to nie dla nas - wspomina.
Czytaj więcej:
*Pojechali na rowerze do Wiednia. Chcą pomóc choremu koledze
*Jadą do Wiednia rowerem. Chcą pomóc choremu
*Pomóżmy choremu na mukowiscydozę Kubie
*Jadą na rowerze do Wiednia dla chorego Jakuba Bielaka
Zapał pozwolił przetrwać awarie, które stały się ich codziennością. Pierwsza nastąpiła kilkaset metrów po stracie. - Już od deptaka, skąd startowaliśmy, mówiłem: coś jest nie tak z lewym pedałem - wspomina Sebastian. - Dobra, dobra, bo jeszcze jadą za nami policjanci i dziennikarze, żeby nie było, że tak szybko stajemy - uspokajali się nawzajem. Pedał jednak odpadł i na wysokości Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego kolarze mieli swój pierwszy przymusowy postój. Potem problemy sprawiały też hamulce, korba, łańcuch i dętki. Najtrudniejszym odcinkiem okazała się trasa Cieszyn - Otrokovice. - Teren był bardziej górzysty niż zakładaliśmy. Na jednym z podjazdów ostatnie 50 metrów musieliśmy prowadzić rower, bo baliśmy się, że urwiemy łańcuch, a poza tym szybciej szliśmy niż jechaliśmy - tłumaczy Tomek. O akcji studentów zrobiło się głośno w mediach lokalnych i ogólnopolskich. Wyprawą zainteresowali się też kolarze z różnych stron Polski. - Przez kilkanaście kilometrów jechał z nami zawodnik z Pszczyna Team. Powiedział, że przeczytał o naszej akcji na jednym z forów internetowych i postanowił nas trochę odprowadzić - wspomina Tomek.
W połowie drogi do chłopaków dołączyła też ekipa programu "Uwaga" z telewizji TVN. - Tak naprawdę chodziło nam właśnie o to, żeby media chciały mówić o naszej wyprawie, ale przede wszystkim o Kubie - tłumaczy Paweł Romański, student UMCS, który odpowiadał za wypromowanie akcji w mediach. W Wiedniu studentami zainteresowali się też dziennikarze polonijnej gazety. Pobyt w stolicy Austrii był krótki. Kolarze odnaleźli klinikę, w której ma być operowany Kuba, zrobili tam kilka zdjęć, chwilę odpoczywali. Następnego dnia wieczorem byli już w Lublinie. Wracali autem. "Wiedeń podbili, do domu wrócili", "Chcieć to móc" - takie transparenty witały ich przed jednym z akademików UMCS. Z głośników było słychać "We are the champions" zespołu Queen na przemian z "Jadą, jadą chłopcy, chłopcy radarowcy" Andrzeja Rosiewicza.
Studentów witało kilkadziesiąt osób. Był wśród nich także Kuba Bielak. Dziękował kolegom za akcję. Wspominał, że o pomyśle dowiedział się jako jeden z ostatnich. - Długo utrzymywali w tajemnicy przede mną swoją wyprawę. Powiedzieli mi o niej, gdy wszystko było już zaplanowane i przygotowane - tłumaczył.
Studenci myślą już o kolejnym wyjeździe. - Szczegóły dopniemy za kilka dni - mówią tajemniczo. I zapowiadają, że jeszcze nieraz o nich usłyszymy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?