Pierwszy lubelski zrzut zdołał już się przyjąć. Prof. Lena Kolarska-Bobińska reprezentuje Lubelszczyznę w europarlamencie. Do wyborów pani profesor miała tyle wspólnego z Lubelszczyzną co niejeden lublinianin z Kretą. A może i my z Kretą mamy więcej wspólnego, wszak to bardzo popularny wakacyjny kierunek podróży. Teraz Platforma miała kusić kolejnego "spadochroniarza" - Pawła Poncyljusza. Jak dało się słyszeć w kuluarach, za zmianę partyjnych barw lider PJN miał otrzymać jedynkę na lubelskiej liście PO do Sejmu. Jeżeli poseł skusiłby się na tę ofertę, byłby to jego come back na Lubelszczyznę. Poprzednio, jako kandydat PiS bez powodzenia ubiegał się o fotel posła w Brukseli.
Przykład Leny Kolarskiej-Bobińskiej i Pawła Poncyljusza świadczy o tym, jak wielką estymą partyjni liderzy z Warszawy darzą lubelskich działaczy. Jeżeli ich zdaniem na Lubelszczyznę można dokonać każdego zrzutu, to ranga naszych lokalnych polityków jest równa szachowym pionkom. Taką jedynkę lubelskiej listy można w każdej chwili zepchnąć na bardziej poślednie miejsce. Jak będzie protestować, to w ogóle się ją z listy zdejmie. Brak szacunku dla lubelskich polityków wcale mnie jednak nie dziwi. Nieraz już pisałem o ich nijakości. Martwi mnie natomiast brak szacunku politycznej wierchuszki dla mieszkańców Lublina i Lubelszczyzny.
Desant w Normandii służył wyzwoleniu spod okupacji. Desant lubelski jest czymś zgoła odwrotnym. Zdaniem politycznych decydentów, nasze miasto i region mają stać się trampoliną do kariery ludzi nam obcych. Niestety, wśród lubelskich polityków nie ma osobowości, która byłaby w stanie postawić tamę tej praktyce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?