Było słoneczne, letnie przedpołudnie, kiedy Kalinowszczyzną wstrząsnęła eksplozja. To był wybuch w sklepie, w pasażu handlowym przy ul. Kleeberga w Lublinie. W sąsiednich blokach zatrzęsły się szyby. Szkło poleciało na w przychodniów znajdujących się obok sklepu.
- W pomieszczeniu wybuchła butla z gazem. Trwa gaszenie pożaru – informował tuż po godz. 10 oficer dyżurny Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie.
- Tego dnia jechałam na działkę. Szłam na przystanek przy ul. Andersa. Jak huknęło, to akurat byłam koło kładki - wspomina pani Maria, emerytowana nauczycielka z Kalinowszczyzny. - Huknęło niesamowicie. Tam była taka przybudówka koło kwiaciarni. Jak wybuchło, to się to wszystko zawaliło. Nie minęło parę minut i syreny zawyły, przyjechała straż i karetka.
Nie wiadomo czy uda się go uratować
Z minuty na minutę na jaw zaczęły wychodzić nowe fakty. Szybko okazało się, że za eksplozją stał poszukiwany przez policję Andrzej R., 47-letni właściciel sklepu.
- Wstępnie ustaliliśmy, że mężczyzna, który wysadził się w sklepie to mąż kobiety, której ciało znaleziono dziś w nocy w mieszkaniu przy ul. Kunickiego - mówił Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Mężczyzna zabarykadował się w sklepie i odkręcił gaz. Doszło do wybuchu. Ranne są trzy osoby - on i dwóch policjantów.
Na miejscu znaleziono pięć butli z gazem, szósta była w samochodzie desperata. Pokrzywdzonych mogło być więcej, gdyby przed wybuchem policja i straż pożarna nie zdążyły ewakuować z sąsiedztwa kilkudziesięciu osób.
Mężczyzna, który wysadził się w sklepie, miał 90 procent poparzeń ciała. Został przetransportowany do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej. - Jest w bardzo ciężkim stanie i nie wiadomo czy uda się go uratować - powiedział Krzysztof Bojarski, zastępca dyrektora szpitala w Łęcznej. Ranni policjanci byli w lepszej kondycji. Ich życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.
Śledczy połączyli działania Andrzeja R. ze zwłokami 45-latki znalezionymi wcześniej przy ul. Kunickiego. Późniejsza sekcja potwierdziła, że Małgorzata R. została uduszona. Głównym podejrzanym był jej mąż – Andrzej R.
Podejrzany przez długi czas pozostawał w szpitalu. Przez długi czas nie mówił, miał problemy ze słuchem, nie mógł siedzieć samodzielnie. Zarzuty usłyszał dopiero w maju 2017 r. Pięć lat od wybuchu. Śledczy oskarżyli Andrzeja R. o zabójstwo żony i spowodowanie katastrofy. Mężczyzna został tymczasowo aresztowany. Groziło mu dożywocie.
Syn przeciwko ojcu
Prokuratura nie upubliczniała szczegółów śledztwa. O sytuacji, która doprowadziła mężczyznę do próby samobójczej dowiedzieliśmy się dopiero po kwietniu 2018 r. To wtedy przed Sądem Okręgowym w Lublinie rozpoczął się jego proces.
Na salę rozpraw Andrzej R. został przywieziony z aresztu. Poruszał się na wózku inwalidzkim. - Może komuś się wydawać, że krzyczę, ale ja nie tonuję głosu, dlatego mówię tak donośnie - powiedział na początku rozprawy. Tłumaczył, że musiał ponownie nauczyć się mówić z powodu poważnych obrażeń, których doznał na skutek wybuchu.
Wówczas 52-letni oskarżony nie przyznał się do zabójstwa żony. Pytany o wybuch przy ul. Kleeberga powiedział, że „nie wie, jak to było” i czy otworzył gaz. - Fakt, że chciałem popełnić samobójstwo, bo mnie nachodzili w sklepie - mówił w sądzie.
Żona Andrzeja R. została uduszona fartuchem. Jej zwłoki znaleziono w mieszkaniu przy ul. Kunickiego. Na sali rozpraw świadkowie przyznali, że Andrzej i Małgorzata przeżywali trudny okres.
- Pani Gosia była bardzo miłą osobą. Sprawiała wrażenie „zakrzyczanej” przez męża - mówiła świadek. Jedna z pracownic sklepu R. zeznała, że stanowili zgodne małżeństwo, ale czasami zdarzało im się pokłócić. Druga przyznała, że Andrzej R. był porywczy i grał na pieniądze w gry hazardowe. Niektórzy widywali go pod wpływem alkoholu.
- Gdyby ktoś ich nie znał, to pomyślałby, że są dobrą rodziną - powiedziała znajoma Małgorzaty R. Kobieta miała zdradzić, że nie układa jej się w małżeństwie i była wyzywana przez męża.
Inną wersję zdarzeń przedstawiał Andrzej R. Przekonywał, że jego żona została zabita w trakcie napadu. - Jak się obudziłem, to w mieszkaniu było dwóch mężczyzn w kominiarkach. Jeden trzymał kota i pytał, czy ma zabić wszystkich, których kocham - to fragment zeznań Andrzeja R., które zostały odczytane w sądzie. R. nie potrafił wyjaśnić, dlaczego nie zgłosił napadu na komisariacie. Potem sugerował, że zabójstwo matki mógł zlecić jego syn, ale świadkowie wątpili w taką możliwość.
Syn nie chciał zeznawać w sądzie, dlatego na sali rozpraw odczytano zeznania złożone przez niego podczas śledztwa. Wyjawił, że „odkąd pamięta” jego ojciec nadużywał alkoholu, a pod jego wpływem był agresywny.
- Wyzywał mnie od złodziei i sk...ów. Znęcał się fizycznie i psychicznie nad mamą i nade mną - to fragment odczytanych zeznań. Syn oskarżonego mówił też o incydencie, w czasie którego oskarżony miał grozić mu nożem kuchennym. - Były sytuacje, że ojciec groził wybuchem butli z gazem - zapewniał. Zdaniem świadka, relacje jego rodziców nie uległy zmianie, kiedy on wyprowadził się z domu. - Mama mówiła, że nadal ją wyzywa, grozi pobiciem i zabiciem – stwierdził.
Życie to nie kreskówka
- Jak to się dzieje, że człowiek, który ma firmę, dom, rodzinę, popełnia zbrodnię? - pytamy psychologa.
- Dużo stresu związanego z dużą aktywnością i brak konstruktywnych pomysłów na radzenie sobie z emocjami może prowadzić do zachowań ryzykownych, jak nadużywanie alkoholu i hazard. One powodują rozładowanie stresu, ale tylko na krótką chwilę. Co gorsza, generują nowe problemy - wyjaśnia dr Piotr Kwiatkowski, psycholog i psychoterapeuta. - Długi, uzależnienie psychiczne i fizyczne, dodatkowy stres, zmiany w mózgu, kłopoty z myśleniem, pamięcią, koncentracją – to konsekwencje nadużywania alkoholu lub narkotyków. Mimo prób rozładowania stresu emocje się nawarstwiają, człowiek czuje się zapędzony w kozi róg, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. W takiej sytuacji może nastąpić wybuch emocjonalny. Myślę, że tak mogło być w tym przypadku - mówi psycholog.
Mowy końcowe w procesie Andrzeja R. wygłoszono w październiku 2018 r. Na sali sądowej prokurator Mariusz Szewczyk przyznał, że oskarżony był zdolnym i kreatywnym człowiekiem, jednak utracił kontrolę nad emocjami. - Boom finansowy, jakiego doświadczył Andrzej R., przerósł go. Zaczęły się hazard, alkohol, zaniedbywanie syna i w końcu konflikty z żoną – dowodził. - Życie to nie kreskówka, żyje się tylko raz, drugiego życia nie ma, dlatego oskarżonego musi spotkać surowa kara – stwierdził prokurator. Dla oskarżonego żądał 25 lat więzienia.
Adwokat Andrzeja R. próbował bronić go przed sądem. Przekonywał, że zebrany materiał dowodowy nie wskazuje, iż to Andrzej R. zabił swoją żonę i wnioskował o uniewinnienie. - Nie ma, jak dowodzi prokurator, jednego łańcucha, który łączy wszystko w spójną całość - ocenił obrońca Andrzeja R.
- Chciałbym przeprosić osoby, którym wyrządziłem krzywdę. Nie było to moim zamiarem - powiedział 52-letni oskarżony. Do końca nie przyznał się do zabójstwa. - Moim jedynym błędem było to, że ze swoimi problemami nie udałem się do psychologa - przyznał.
Sąd skazał Andrzeja R. na 25 lat pozbawienia wolności. Wyrok uprawomocnił się.
- Gdzie w województwie lubelskim zrealizujesz bon turystyczny? Sprawdziliśmy
- Aleje Racławickie z nowym asfaltem. Zobacz zdjęcia
- Kibice na meczu Motoru w Częstochowie. Zobacz zdjęcia
- Nagroda za cenne informacje o śmierci Łupka. Fani sokołów uzbierali prawie całą kwotę
- Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie stawia nowe Centrum Badawcze
- W swoim garażu pan Włodzimierz buduje mini elektrownię
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?