Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

70-lecie Motoru: "Sercem, duszą i przekonaniem jestem od lat kibicem mojego klubu"

KK
Rozmawiamy z Lechem Przemysławem Ziemińskim, kibicem Motoru Lublin od ponad 40 lat, który blisko dekadę temu rozpoczął pracę jako spiker podczas meczów drużyny żółto-biało-niebieskich. Ten wieloletni miłośnik futbolu na co dzień spełnia się w roli nauczyciela chemii w XIV oraz VII LO w Lublinie.

Pamięta pan swój pierwszy mecz Motoru obserwowany z trybun? To był mecz II ligi w drugiej połowie lat 70. ubiegłego wieku. Odbył się w okresie przejściowym, w trakcie przenosin Motoru ze stadionu przy ulicy Kresowej na Aleje Zygmuntowskie. Zagraliśmy na Wieniawie, na dzisiejszych obiektach Lublinianki. Muszę przyznać, że nie pamiętam przeciwnika, ale zapamiętałem skład Motoru. Zagrali Dziełakowski, Fiuta, Szych, Buberow, Laskowski, Mącik, Ochodek, Wietecha, Dębiński, Pop, Przybyła. Wówczas, moja młodzieńcza fascynacja Motorem dopiero powstawała.

Czy przegapił pan jakiekolwiek domowe spotkanie Motoru od tamtej pory?
Jeżeli doszło do takiej sytuacji, to tylko z powodu obłożnej choroby. Lekkie przeziębienie nigdy nie hamowało mnie bowiem przed przyjściem na stadion.

Które z meczów Motoru szczególnie utkwiły panu w pamięci?
Mam silne wspomnienie, z ostatniego sezonu przed awansem do najwyższej klasy rozgrywkowej pod wodzą trenera Bronisława Waligóry. To był mecz wyjazdowy z Gwardią Warszawa (1:1), grany przy ulicy Racławickiej w stolicy. Z Lublina pojechało na to spotkanie siedem tysięcy ludzi! To była kawalkada autokarów. Lublinianie opanowali cały stadion, na którym pojawiły się transparenty typu: "kryzys paliwa na Motor nie wpływa". To nie był wyjazd stricte "kibolski", tylko ludzie z zakładów pracy jechali do Warszawy i stworzyli tam wspaniałą atmosferę. To historia nie do powtórzenia pod względem socjologicznym w dzisiejszych czasach. Bardzo dobrze pamiętam również pierwszy mecz Motoru w dzisiejszej ekstraklasie, a ówczesnej pierwszej lidze w 1980 roku. Zremisowaliśmy wtedy 1:1 z Zagłębiem Sosnowiec, a bramkę dla nas strzelił wtedy Tadeusz Cypka.

Podobno najważniejsze mecze w tamtych czasach oglądano nawet z wysokości pobliskich drzew, a na stadionie nie było gdzie włożyć szpilki, bo pękał w szwach?
Zgadza się. Ludzie siedzieli na drzewach, czy dachach budynków od strony rzeki Bystrzycy. Wisieli także na masztach flag, których za czasów komuny było dużo. Właściwie to oglądali mecz, gdzie się tylko dało. Pamiętam frekwencję na poziomie ponad dwudziestu tysięcy ludzi. Gdy za trenera Waligóry pokonaliśmy Raków Częstochowa i awans był już pewny, to na stadionie panowała totalna euforia. Poczuliśmy się jak zwycięzcy Ligi Mistrzów. Do tamtej pory Lublin był swego rodzaju piłkarską prowincją, a wtedy weszliśmy do 16-zespołowej elity i zacieraliśmy ręce na przyjazdy takich marek jak np. Legia Warszawa, czy Lech Poznań.

Czy w całym mieście dało się odczuć, że Motor wywalczył awans?
Zdecydowanie. Mieszkałem wówczas na Kalinowszczyźnie, w pobliżu restauracji "Kalina", przy ulicy Lwowskiej. Codziennie po treningu podjeżdżał tam klubowy autokar z drużyną na obiad fundowany przez miejski komitet PZPR.

Dzień w dzień na zawodników czekali tam łowcy autografów w liczbie około kilkunastu kibiców. Wtedy nie robiło się selfie, tylko największą zdobyczą kibicowską był właśnie autograf.

Czy miłość do Motoru była przekazywana u pana w domu z pokolenia na pokolenie?
Nie. Muszę powiedzieć, że jeżeli ojciec bywał ze mną na stadionie, to raczej z mojej inicjatywy. To ja go aktywizowałem, mówiąc: "chodź tato, zobacz jaka piłkarska euforia ma miejsce w Lublinie". Ojciec był wielkim kibicem reprezentacji, który zainspirował mnie jeszcze za dzieciaka transmisjami z Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 roku oraz mistrzostw świata w RFN dwa lata później. Był kibicem telewizyjnym, natomiast ja starałem się go wyciągać na stadion na mecze na żywo.

Kto był pańskim największym idolem grającym w żółto-biało-niebieskich barwach?
To nie jest prosty wybór, ale zdecydowanie do głowy przychodzą mi zawodnicy z przednich formacji, którzy pomogli wywalczyć pierwszy, historyczny awans do krajowej elity. Po chwili namysłu stawiam na Andrzeja Popa, który przypieczętował także drugi awans Motoru do najwyższej klasy rozgrywkowej. Pamiętam, że po znalezieniu się na najwyższym szczeblu ligowym Motor stał się magnesem dla zawodników niesłusznie odrzuconych w innych klubach. Wspomnę tu, chociażby Leszka Iwanickiego, Zygmunta Kalinowskiego, czy Leszka Pisza. To naprawdę byli piłkarze z poważnymi papierami na granie i w Motorze robili karierę. Przypomnę, że Iwanicki był w jednym z sezonów współkrólem klasyfikacji najlepszych strzelców w I lidze, razem z Włodzimierzem Ciołkiem z Górnika Wałbrzych.

Od wiosny 2011 roku jest pan spikerem na meczach Motoru. W jakich okolicznościach do tego doszło?
Co ciekawe, znalazłem się w Motorze za sprawą Górnika Łęczna, ponieważ na kurs spikerski zostałem wytypowany przez ówczesnego prezesa zielono-czarnych, Krzysztofa Dmoszyńskiego. W Górniku ogłoszono casting na spikera klubowego i zgłosiło się bardzo wielu kandydatów. Przedstawiciele Górnika wybrali trzech, którzy zadaniem klubu spełniali określone warunki głosowe. Wysłano nas na czterodniowy kurs spikerów PZPN do Chorzowa, gdzie byliśmy szkoleni, niestety na własny, „słony” koszt, przez znakomitych fachowców takich, jak chociażby redaktorzy Janusz Góra, czy Andrzej Zydorowicz. Spotykaliśmy się także z językoznawcami, przedstawicielami PZPN, służb bezpieczeństwa i policji. Później musieliśmy zdać egzamin testowy i praktyczny z mikrofonem. Dzięki temu uzyskaliśmy certyfikaty uprawniające nas do prowadzenia spikerki na poziomie wszystkich lig krajowych. Po powrocie z kursu poprowadziłem dla Górnika kilka turniejów i jeden mecz pierwszoligowy z Olimpią Grudziądz. Jednak sercem, duszą i przekonaniem jestem od lat kibicem przede wszystkim mojego klubu, Motoru Lublin. I mam oczywiście silne pierwsze wspomnienie spikerskie. Zadebiutowałem przy Alejach Zygmuntowskich w marcu 2011 roku. Byliśmy wtedy w II lidze i zremisowaliśmy z Wigrami Suwałki 1:1.

Zgłosił się pan na casting nakłaniany przez kogoś, czy to był pański indywidualny pomysł?
Zawsze kibicowałem z trybun, jednocześnie pracując jako nauczyciel. Docierały do mnie sygnały od wielu osób, że moje warunki głosowe predestynują mnie do bycia spikerem. Łącząc te warunki z moją pasją kibicowską, wybór był prosty. Pragnę podkreślić, że dalej jestem kibicem, a spikerem tylko bywam. Nawet zająłem taką strategiczną pozycję na stadionie, że nie siedzę w budce spikerskiej na Arenie Lublin, tylko zawsze w czwartym rzędzie przed murawą i korzystam z bezprzewodowego mikrofonu. Siedzimy razem z moją asystentką, czyli córką Ewą, która też jest wielką pasjonatką futbolu i oboje kochamy ten klub. Niestety, w Lublinie od kilku lat najwyższą ligą jest ciągle trzecia, więc uważam się za spikera trzecioligowego z potencjałem na więcej. Czekam aż razem z klubem, pójdziemy wyżej. Dużo bym dał za to, żeby znów – tak jak w przeszłości - Motor mógł przez dziewięć sezonów występować na najwyższym szczeblu ligowym we współczesnych czasach. Na razie czekamy na upragnioną II ligę.

Czy trudno jest powstrzymywać emocje, będąc spikerem?
Nie wiem, ponieważ nigdy ich nie powstrzymuje. Mam niepisany układ z kibicami z sektora H, że po każdym golu dostają około 40 sekund na wyszalenie się i wyśpiewanie. Chwila ciszy i zawieszenia z mojej strony wynika z tego, że nie chcemy wchodzić sobie w drogę. Te 40 sekund to także czas dla mnie, by zamanifestować radość, czy przybić piątki z osobami, które siedzą najbliżej mnie.

W trakcie szkolenia spikerskiego otrzymujemy informacje, że nie powinniśmy ujawniać żadnych emocji i być całkowicie bezstronni. Jednak to jest czysta utopia. Żaden klubowy spiker nie jest człowiekiem znikąd, tylko jest delegowany przez swój własny klub, czyli jest kibicem, co musi mniej lub bardziej ukrywać.

Ja tego nie muszę robić. Zresztą, wykrzykiwanie wraz z ludźmi imienia i nazwiska strzelca gola to jest swego rodzaju forma interakcji emocjonalnej, także cieszymy się razem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

echodnia Jacek Podgórski o meczu Korony Kielce z Pogonią Szczecin

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski