Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraińscy bohaterowie polskiego pochodzenia. Reportaż wojenny Dmytro Antoniuka [CZĘŚĆ XXIII]

Dmytro Antoniuk
17 października. Jak zawsze robię poranny reportaż dla radia. Za oknem jest alarm powietrzny, i podczas transmisji na żywo słyszę wybuchy. Jeden i zaraz drugi. Mówię to wszystko do mikrofonu słuchaczom w Polsce, którzy dzięki Bogu nie wiedzą, co to jest nalot wrogich pocisków nad rodzinne miasto.

Październik 2022: Ciemność

Mój polski przyjaciel P. pisze do mnie z niepokojem w messengerze: „Czy jesteś bezpieczny”? Tak, przyjacielu, nic mi nie jest, w przeciwieństwie do mojego Kijowa, który już drugi raz jest pod zmasowanym ostrzałem wroga.

Podobno jeden z irańskich dronów, Szahed-136 został zestrzelony w centrum (zrobiła to policja z broni strzeleckiej), ale drugi trafił w swój cel.

Ubieram się, alarm minął. Muszę udać się na miejsce wybuchu.

Na tej ulicy ruch samochodowy jest zablokowany. Wychodzę z samochodu i idę w kierunku dymu. Docieram do policyjnej taśmy, za którą przechodzą tylko ratownicy. Około jedna trzecia starej kamienicy z początku XX wieku uległa zniszczeniu. Jest informacja, że pod gruzami są ludzie. Stamtąd nadaję na żywo. Opowiadam słuchaczom to, co widzę, oczywiście nie wchodząc w szczegóły, gdzie dokładnie jestem w Kijowie – bardziej szczegółowe informacje mogą być wykorzystane przez wroga do ponownego i bardziej precyzyjnego uderzenia.

„Witam Pana serdecznie”. Podchodzi do mnie nieznany mi dziennikarz. „Usłyszałem, że ktoś jest z Polski i postanowiłem się przywitać”. Nie mówię mu, że właściwie jestem z Kijowa, i nie jestem Polakiem, ale szczerze ściskam mu rękę.

Prawie nic stąd nie widać, więc postanawiam przejść jeden kwartał i zbliżyć się do miejsca wybuchu z drugiej strony. Po drodze mijam ulicę, która zawsze jest bardzo zatłoczona, zawsze jest tu duży ruch samochodowy. Ze zdziwieniem zauważam, że teraz jest tak samo: owoce są sprzedawane na straganach, są kolejki do kiosków z kawą, idą jacyś biznesmeni w garniturach. A przecież dron uderzył jakieś pięćdziesiąt do siedemdziesięciu metrów stąd, zaledwie godzinę temu.

Z innej strony trochę lepiej widać zniszczony budynek, nie ma już dymu. A od tyłu - wieżowiec, mocno uszkodzony przez eksplozję rakiety 10 października. Nie zazdroszczę ludziom, którzy tu mieszkają. Za kilka dni dowiem się, że w starej kamienicy zginęło pięć osób. Wśród nich była młoda para, która nie miała nawet trzydziestu lat. Zginęli ściskająć się... a kobieta była w ciąży. Pracowała jako sommelier w znanej winiarni. Wyjechała z Kijowa w lutym, ale postanowiła wrócić latem. Może nawet ją widziałem. Spod gruzów wyciągnięto na wpół martwego, przestraszonego kota. Mówiono, że należał do tej nieszczęsnej pary.

Podpisałem już petycję o odbudowaniu tej kamienicy, bo stojąc obok dymiących ruin prezydent Kijowa Witalij Kliczko, bez żadnej ekspertyzy, powiedział ludziom z telewizji, że kamienicy nie da się uratować. Mimo że zniszczeniu uległa tylko jej część. Aktywiści kijowscy natychmiast utworzyli petycję na stronie rady miejskiej z żądaniem odbudowy budynku i niedopuszczenia do przejęcia tego miejsca przez nastawionych na zysk deweloperów (Kliczko podejrzewany jest o związki z nimi). W poprzednich latach ci ludzie zniszczyli już w tym miejscu kilka starych domów, wznosząc tam straszne i nieodpowiednie drapacze chmur, co zepsuło historyczny wygląd tej części miasta. W stanie wojennym nie wolno nam chodzić na protesty, ale my - ja też zaliczam siebie do tych działaczy - jesteśmy bardzo źli na Moskali. Więc zdecydowanie odradzamy prezydentowi wyburzenie tego budynku.

Kilka dni później na Ukrainie zaczęły się przerwy w dostawie prądu. Wszystkie te masowe naloty rosyjskich rakiet mają na celu zniszczenie naszej infrastruktury energetycznej, aby pogrążyć kraj w ciemności i mrozie, a w efekcie zmusić go do proszenia o pokój na warunkach Kremla. Nie znam i nie słyszałem ani jednej osoby, która wzywa do uległości wobec Rosjan. Natomiast rozpoczynają się patriotyczne „wyścigi” o oszczędzanie energii elektrycznej. Rano i wieczorem proszą nas, by nie włączać pralek i zmywarek, kuchenek elektrycznych, czajników i bojlerów. Według urzędników rządowych system elektroenergetyczny został już zniszczony w 40%. Dlatego nie można obejść się bez prewencyjnych wyłączeń światła i wody. Ludzie reagują ze zrozumieniem, naprawdę oszczędzają, a nawet żartują w internecie (gdy jest prąd), że zadzwonią do SBU, jeśli usłyszą, że sąsiad włączył pralkę.

Wieczorem nie mogę rozpoznać mojego Kijowa. Zwykle oświetlony tysiącami latarni i reklam, teraz pogrążony jest w niemal całkowitej ciemności. W centrum, w oknach hotelów pięciogwiazdkowych nie ma świateł, nie ma zwykłego oświetlenia św. Sofji i św. Michała, niewidoczna jest z lewego brzegu Dniepru stroma dzwonnica Ławry. Tylko reflektory samochodowe, tworzące węże ruchomego światła w ciemnej metropolii, pozwalają odgadnąć, że Kijów żyje. To bardzo dziwne uczucie. Nie ma w tym nic przyjemnego. Jest to raczej grudka niepokoju i gniewu. Ale w tym wszystkim czuję wielką dumę z Kijowa, który się nie poddaje, trzyma się, stara się pomagać sobie nawzajem, pomagać energetykom. W tej ciemności jaśnieje nasza determinacja do walki i zwycięstwa.

Obecnie przygotowuję materiał na wystawę, która mam nadzieję zostanie pokazana zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie. Jest dwujęzyczna i dedykowana obywatelom ukraińskim polskiego pochodzenia, którzy od 2014 roku do dziś oddali życie za Ukrainę i jestem przekonany, że też za Polskę. Bo, jak sądzę, jest coraz mniej Polaków, którzy wątpią, by po pokonaniu Ukrainy Rosja poszła dalej – na zachód, dążąc do odbudowy swojego obrzydliwego imperium.

Niestety jest wielu takich obrońców, którzy zapłacili najwyższą cenę za naszą wspólną wolność. Wielu z nich zginęło w ciągu ośmiu lat wojny, której Zachód wolał nie zauważać. Na przykład dowódca plutonu snajperskiego M. o pseudonimie „Adam”, który wybrał ku czci swojego polskiego dziadka. W styczniu 2015 roku jako ostatni z podległymi opuścił już całkowicie zniszczone lotnisko w Doniecku. I zginął kilka miesięcy później w pobliżu wsi Opytne (gdzie nadal toczą się zacięte walki), ratując dwóch żołnierzy, których otoczyła nieprzyjacielska grupa dywersyjno-rozpoznawcza. Mieszkał i został pochowany w Kociubińskim pod Kijowem.

Albo zupełnie świeża opowieść o sanitariuszce wojskowej J. z Kamianki na Czerkaszczyźnie. Zginęła 23 kwietnia 2022 r. we wsi Kozacza Lopań na północ od Charkowa, próbując uratować ciężko rannego żołnierza spod kul. Według żołnierzy z jej jednostki, wrogi snajper, ignorując znak czerwonego krzyża, który był wyraźnie widoczny na mundurze J., strzelił jej w głowę. Ciała jej nie odnaleziono, nawet kiedy Kozacza Lopań została ostatecznie wyzwolona we wrześniu. Nie ma jej wśród więźniów, nie ma jej na żadnych listach. Rodzice obawiają się, że okupanci po prostu spalili ją w mobilnych rosyjskich krematoriach, zacierając ślady zbrodni.

A inny Ukrainiec imieniem I. z polskimi korzeniami, pochodzący z Drohobycza, po prostu ukrył przed rodzicami najpierw swój udział w Rewolucji Godności na kijowskim Majdanie, a potem w wojnie z Rosją. Powiedział, że jedzie do stolicy na zarobek. O tym, że służył w batalionie „Ajdar” rodzice dowiedzieli się dopiero po jego śmierci. We wrześniu 2014 r. został ranny i schwytany przez separatystów i Moskali w obwodzie ługańskim. Na dostępnych filmach widać, że samodzielnie poruszał się po szpitalu, ale w ciągu kilku dni był już martwy, a 70% jego ciała zostało oparzone. Kiedy z niewiarygodnym wysiłkiem rodzice odzyskali ciało syna, sekcja zwłok ustaliła, że umarł właśnie od tych oparzeń, które zostały mu zadane podczas tortur.

Mam teraz bardzo trudną pracę. Muszę dzwonić do krewnych, prosić ich o zgodę, zdjęcia i słuchać opowieści o ich dzieciach, matkach i mężach, którym życia nie można zwrócić. Moralnie jest to niezwykle trudne. Ale jednocześnie bardzo ważne jest, aby opowiedzieć o ich życiu i śmierci, aby ludziom nie tylko na Ukrainie, ale też w Polsce, uzmysłowić, że te podwyżki cen gazu czy prądu, które ich dotknęły, nie równają się z odczuwanym bólem przez dzieci i krewnych bohaterów, w których żyłach płynęła ukraińska i polska krew.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski